środa, 19 lutego 2014

Rozdział 10: Więcej informacj

- Ale jak to "w piekle"? - zapytałam ze szczerym zdziwieniem.
- No po prostu, w piekle. - moja mama wzięła głęboki wdech - muszę na początku dowiedzieć się ile wiesz..
Opowiedziałam jej w skrócie wszystko czego dowiedziałam się od Rose i Sebastiana i w końcu doszłam do momentu kiedy miałam jej opowiedzieć o wyjściu i treningu z Raphaelem, kiedy w ostatniej chwili się powstrzymałam.
- No i kiedy wróciłam do domu zadzwonił mój telefon. To był Raphael - nie lubię okłamywać ludzi ale teraz to było konieczne - chciał ze mną porozmawiać. Opowiedział mi trochę o podróżach w czasie, magii i nie tylko... Wyszłam przez okno bo chciał się spotkać i porozmawiać w cztery oczy... - Moja mama zaczęła się uśmiechać. - co? - spytałam
- Dalej się nie tłumacz... - krótko westchnęła - za mało czasu spędzamy razem. Oni kazali ci się mnie spytać? ze mną porozmawiać?
- Wiesz... - zaczęłam - tak właściwie, sama chciałam porozmawiać, oni mnie tylko poprosili o...
- ... o informacje czemu ich nie zawiadomiłam, że w domu mam naznaczoną?  - przerwała mi - obiecuję, że porozmawiam z Johnem, wyjaśnię mu wszystko i poproszę żeby ci wszytko wyjaśnił. - położyła dłoń na moje ramię - a teraz idź się położyć. Wyglądasz na wyczerpaną.
Miała racje byłam zmęczona. Leżałam już w łóżku kiedy usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Rose.
-Halo? - zapytałam zaspanym głosem
- Hej! Nie obudziła cię?
- Nie w ogóle nie spałam...
- Tak, wiem - powiedziała wesołym tonem - widziałam cię z Raphaelem
- Co? haha, to nie to co myślisz - powiedziałam roześmiana
- Czyli to nie była randka? Tak po prostu sobie szliście, trzymając się za ręce, wieczorem..... - słyszałam jak się zaśmiała - a on ot tak, pocałował cię na pożegnanie?
No fakt, dla kogoś kto to obserwował mogło się to wydać dziwne. Ja nawet nie zwróciłam specjalnej uwagi.... Zaraz moment.
- Obserwowałaś nas?! - prawie krzyknęłam
- A... czyli jednak to była randka?
- Nie zmieniaj tematu, a co z tym twoim "anielskim poczuciem winy"?
- Ohh..... - jęknęła do słuchawki - ciągle niestety istnieje, ale  niekiedy się hm... wyłącza? - nastąpiła chwila ciszy - No dobra, leciałam sobie nad miastem kiedy was zobaczyłam. Nic wielkiego.
- No dobra, powiedzmy, że wierzę.
- No to super, a teraz ty odpowiedz mi. Co myślisz o Raphaelu?
Zastanowiłam się przez chwilę. Co ja właściwie o nim myślę? Co ja w ogóle o nim wiem? Prawie nic, i w tym jest największy problem. Nic o nim nie wiem.
- Ja chyba nic o nim nie myślę.
- Nie żartuj. Podoba ci się?
- Posłuchaj ja prawie nic o nim nie wiem, a on o mnie. Myślę, że ten całus był po prostu gestem który miał mnie uspokoić.... sama nie wiem co mam powiedzieć.
- A czemu miał cię.... - przerwała - rozmawiałaś z mamą? O matko, to dla tego, a ja myślałam, że.... no wiesz.... coś pomiędzy wami jest....
Nie wiem czemu posmutniałam na te słowa
- Jak na razie nic nie jest pewne.
- Dobra, muszę kończyć. Pa, trzymaj się.
- Dzięki pa.
Kiedy się rozłączyłam, byłam wyczerpana. Nie byłam jednak na tyle zmęczona, żeby nie usłyszeć wibrowania komórki. Znowu. Tym razem to SMS, od Raphaela: "Jak tam rozmowa z mamą? Pewnie jesteś wyczerpana, nie odpisuj. Jutro będziesz na mnie skazana przez cały dzień :) Dobranoc " .
Usnęłam z telefonem w dłoni, i miłym wrażeniem, że chyba się myliłam co do Raphaela. Bardzo się myliłam.
***
Obudziły mnie, promienie po południowego słońca które rzucały miłe światło przez moje okno. Kiedy otworzyłam oczy nie wiedziałam co się ze mną dzieje, gdzie jestem ani po co tutaj jestem. Aż w końcu zorientowałam się, że siedzę w moim pokoju, który wcale mi na taki nie wyglądał. Nie był mój. Pomału zeszłam po schodach, jak zwykle moja mama siedziała w kuchni. Kiedy zeszłam spojrzała na mnie
- Jak się czujesz? - spytała
- Dziwnie... - odpowiedziałam nie swoim głosem. Byłam cała odrętwiała, i nie wiedziałam co się działo.
- To normalne słonko. Czujesz się jakby to nie był twój dom, ani twój głos? - znów zadała pytanie
- tak, masz rację...
- chodź zjedz coś. - podsunęła na brzeg stołu talerz z tostami. Wzięłam jedną kanapkę i oklapłam na krzesło. -  Do szkoły dzisiaj nie idziesz jak się już zorientowałaś. Jak się przygotujesz, zawiozę cię do kwatery...
- To jest to dziwne miejsce, w którym byłam wczoraj? - spytałam przerywając jej
- Tak... Będzie tam John. Zaopiekuje się tobą, możesz mu zaufać. - odpowiedziała równie spokojnie, jak zaczęła te rozmowę - Będziesz się musiała dobrze przygotować to będzie dla ciebie, ciężki okres - westchnęła - Rozmawiałaś z Raphaelem? - spytała nagle. Skinęłam głową jednocześnie gryząc tosty  - i mówił ci o podróżach w czasie?
- Tak, trochę coś tam wspominał - odpowiedziałam. Nie chciałam jej mówić o tym jak wczorajszego wieczoru Raphael i ja wyszliśmy uczyć się magii.... - będzie tam? - zapytałam się
- Tak. Dzisiaj być może nauczysz się podróżować w czasie. On dawno to już umie.
- A Rose?
-Też. Jest, można powiedzić twoim aniołem tak jak Sebastian. Tylko to jest już bardziej skomplikowane.
- A ty będziesz w tedy w pracy. - powiedziałam cicho.
-Zdziwisz się. Wzięłam parę dni wolnego, chce porozmawiać z twoją ciotką. - powiedział uśmiechnięta
- Ale jak to ?! - zdziwiłam się nie na żarty - ale powiedziałaś...
-... że ona jest w piekle - dokończyła - i to prawda. Ale to nie wyklucza tego, że można się z nią kontaktować.
-Czemu to jest takie ważne?
- Co?
- Kontakty z ciotką, to wszystko. Po co to? nie mogą mnie po prostu nauczyć czarować i już? - tego byłam najbardziej ciekawa
- Skarbie. To nie takie proste. Każdemu czarownikami przypada przepowiednia, w której jest twój numer, kamień, zwierzę i kolor...
-Co? Nie rozumiem.
- Łatwiej jest zapamiętać kamienie i niektóre zwierzęta w prostej rymowance
"Bursztyn pierwszy złotem świeci, 
szafir koło niego leci,
 Diament z  Rubinem blaskiem zamraczają, 
chociaż inne barwy mają,
 szmaragd zielenią nas oślepia 
aleksandryt jak tygrys szybko ucieka, 
karneol wysoko jak orzeł lata 
ale to cymofan robi za kata
Topaz całą prawdę zataja
Perła urodą świat rozbraja
Szmaragd pomóc może
Tylko jaskra umrzeć nie może"
 To są po prostu czarownicy i czarownice ty jesteś ostatnia czyli jesteś jaskrą...
- ... A czy jaskra to nie choroba oczu? - spytałam, to było dość śmieszne, wiersze, przepowiednie. To są głupie bajki...  a ja jestem czarownicą z głupiej bajki.
- Tak. To też. Ale ty jesteś jaskrą, nie wiem czemu bo w końcu wszyscu inni są kamieniami. Ale boję się o ciebie
- Czemu? - zdezorientowanie minęło, teraz mogłam się skupić na rozmowie.
- "Jaskra światłem świeci
Nigdzie nie odleci
Źródło magii nie zaznanej
Wkrótce poznanej..." - Siedziałam na krześle z szeroko otwartą buzią. - To w sumie nie wszystko, ale tylko tyle pamiętam, nie wiem co to znaczy, ale brzmi strasznie..
- Tak.- jeszcze chwilę siedziałam w milczeniu po czym powiedziałam - kiedy jedziemy?
- Idź sie przygotować. Poczekam w aucie.
Poszłam na górę, do tej pory nie zauważyłam, że miałam na sobie wczorajsze ubrania. Szybkoi wyciągnęłam z szafy jakieś ubrania i poszłam pod prysznic. Ubrałam się w czarne rurki i długi szary sweter, nawet nieźle wyglądałam. Wzięłam moją kochaną beżową torebkę i wyszłam z domu... Przez całą drogę w głowie miałam słowa tego dziwnego wierszyka, a może powinnam powiedzieć "przepowiedni"? Sama nie jestem pewna... Ale wiem, że skoro ja jestem tą "jaskrą" mam chyba jakąś moc, sama nie wiem. Mama przez całą drogę milczała wpatrując się w drogę, nie chciałam żeby tak było, żebym przez resztę mojego życia słuchała tej łuchej ciszy...
- Każdy ma swoją przepowiednie? - spytałam, to było jedno z tych pytń na które bardzo chciałam znać odpowiedź.
- Tak... każdy czarownik. - odpwiedziała uśmiechając się, pierwszego razu tego dnia. - wiem, że sama tego za bardzo nie rozumiesz, ale na pewno wszytsko ci wyjaśnią w kwaterze.

Kiedy już tam dojechałyśmy budynek wyglądał jak stara świątynia o krok od upadkiem. Byłam zdziwiona - nic z jej wyglądu nie przypominało mi wczorajszego pałacu. Moja mama zobaczyła moje wątpliwości.
- To zaklęcie, w środu wygląda nieco lepiej - powiedziała - zesztą chyba już się o tym przekonałaś...
I poszła do budynku, musiałam stawiać wielkie kroki żeby za nią nadążyć. Kiedy weszłyśmy do środka, od razu zorientowałam się , że miała rację. Otoczenie znów wyglądało jakbym w jakiś magiczny sposób... no dobra, "magiczny sposób" to nie było do końca trafne porównanie. Ale w każdym razie, to miejsce znów było tak jakby pałacem
- Eve! - krzyknęła, jak się potem okazało Rose, i zaczęła biec w naszą stronę.
- Ja już lepiej pójdę - szepnęła do mnie mama i zaczęła iść w kierunku drzwi. W tym samym momęcie Rose dorwała mnie w swoje ręce.
- Nie uduś jej - za Rose spokojnuym krokiem szedł Sebastian. COś się zmieniło, ale nie miałam pojęcia co... - Ohh.... nie patrz się tak na nas.. - znów się odezwał - rozkojażenie?
- Nie... - wydukałam, nie umiełam określić co się dzieje -... nie, tylko nie wiem, coś się u wa zmieniło...
- Tak... - odezwała się swoim słodkim głosikiem Rose - to zrozumiałe.... jeden z efektów ubocznych przemiany. Wszystko będzie dobrze.. a teraz chodź, czeka nas pracowity i wspaniały dzień - uśmiechnęła się i  pociagnęła mnie za ręce. Przeszłyśmy parę korytarzy, aż w końcu znalazłyśmy się przed jednymi drzwiami, na których widniał napis "szwalnia"
- Najpierw pójdziemy do madame la Salle, jest wspaniała jej suknie sa niesamowite... poza tym ejst bardzo miła
- ... suknie... - powtórzylam w zamyśleniu i weszłam za nią do pokoju.
- Madame! Madame La Salle! - krzyknęła Rose
- Rose? to ty? - usłyszałam głos młodej kobiety i po chwili zauważyłam ją na schodkach półpiętra. Dopiero teraz rozejżałam sie dokładniej po pokoju. Był bardzo wysoki, ale nie ogromny. Bało w nim wiele wieszaków, półek i jak się można było spodziewać... ubrań. Sama Madame, pasowała do tego otoczenia. Młoda kobieta, ubrana w białe leginsy i beżową tunikę. Nie mogła mieć więcej niż 25 lat, miała blond włosy, nie jaśniejsze niż Raphaela i błękitne oczy, które było widać kiedy do nas podchodziła.
- To jest pewnie Evellin? Ohh... jak miło mi cię poznać jaskierko. - uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie rękę - Jestem Madame La Salle.
- Niech pani do mnie mówi po prostu Eve... - powiedziałam ściskając jej rękę
- Dobrze, Eve..... - zastanowiła się przez chwilę, a potem zwróciła się do Rose - możesz wyjść zawiadomić Johna, że zdejmę z Eve miarę i odeślę ja do niego?
- Oczywiście - powiedziała z uśmiechem - Do zobaczenia Eve.
- Na razie - odpwiedziałam
Kiedy wyszła Madame zaczęła ze mnie zdejmować miary.
- Jesteś bardzo ładna, i chuda, na pewno będą na ciebie pasować ubrania poprzednich czarownic.. - odeszła do dużego wieszaka z ubraniami i zdjęła niesamowitą, czerwoną, hawtowaną sukienkę. - masz przymież, wejdź za parawan - wskazała palcem na oddzielony od całej reszty parawan i tam się udałam. Madame się nie myliła. Suknia była idealna
 - wyjdź pokaż się - Kiedy mnie zobaczyła pojaśniał uśmiech na jej twarzy - wyglądasz zjawiskowo młoda damo. Obróć się
zaczęłam się obracać, i jednocześnie przeglądnęłam w lustrze.
- Ahh.... wyglądasz jak Królewna Śnieżka... biała jak śnieg, czerwona jak krew, czarna jak kruk...
i w tym momocie do pokoju wbiegł Raphael, nie było widać po nim zmęczenia. Kiedy zobaczył mnie w sukni przystanią i skasował mnie wzrokiem. po czym uniósł brwi i zwrócił się do Madame.
- Mamy problem.
- O co chodzi? - spytała się zmartwiona
- Ktoś próbuje przedżeć się przez granicę. - znów spojrzał na mnie - chyba twoja ciotka, dowiedziała się o tobie.
_____________________________________
po pierwsze.... przepraszam za opóźnienie :C
po drugie.... przepraszam za liczne błędy, ale nie mam już czasu sprawdzać piswni, a ostatnio klawisze na klawiaturze odmawiają mi posłuszeństwa ;p i nie raz piszę rz zamienia mi na kompletnie inny wyraz z "ż" -.-" naprawię to potem
po trzecie... proszę o komentarze, chętnie przyjmę nawet krytykę :D
po czwarte... JESTEM SZCZĘŚLIWA <333 pamiętacie poprzedni post w którym napisałam, że waha mi się średnia na 3.0? MAM 3.4!! tyle nauki nie poszło w las :D
Miłej nocy ( ojojojo już 23:40 ) i jeszcze raz przepraszam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz