sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 11: Spotkanie rodzinne (1)

- Moja ciotka... ale jak to?
- Nie ma czasu na wyjaśnienia, musimy iść - chwycił,mie za rękę i już zaczął ciągnąć do drzwi kiedy zorintowałam się że mam na sobię tą sukienkę.
- Czekaj! - krzyknęłam kiedy byliśmy przy drzwiach - Mam tak iść - wskazałam na sukienkę
- Nic jej nie będzie - odwrócił głowę do Madame La Salle - nic się sukience nie stanie
- Nie o sukienkę się boję Raphaelu, uważaj na jakierkę!
Raphael znów wziął mnie za rękę i pobiegliśmy przed siebie. Trudno było biegać w sukiencę ale dałam radę. Biegliśmy ciemnymi korytarzami w dół. coraz niżej i nieżej, aż w końcu byliśmy w piwanicach.
- O co chodzi z tą granicą? - spytałam.
- Granica oddziela nas od diabłów i aniołów. 
-A gdzie ona jest?
- Jesteś bardzo ciekawska... Nie tu, zaraz się dowiesz - szliśmy coraz szybciej, ledwo nadążałam - będziemy musiali się przeteleportować
Reszte drogi przeszliśmy w ciszy. Po pewnym czasie doszliśmy do rozległego ciemnego pomieszczenia. Nic nie widziałam - tak samo jak podczas mojej pierwszej teleportacji. 
-Zamknij oczy - zrobiłam to co kazał. Przez chwilkę poczułam sie jakbym leciała. Dokładniej to uczucie zazwyczaj towarzyszące spadaniu w dół, w wielką czarną nicość. Potem ręce Raphaela, zacisnęły się na moich ramionach i sprowadziły mnie na ziemię. 
-Jesteśmy. Otwórz oczy - i znów spełniłam jego polecenie. - Minie trochę czasu zanim przyzwyczaisz się do teleportacji. - Zobaczyłam wielką sale. Dziwnie się poczułam, sala była w czerwonych i czarnych barwach. W tej sukni powinnam pasować idealnie do tego tła ale jakbym się najbardziej wyróżniała. Obkręciłam się wokoło.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam 
- Tutaj odbywają się narady pomiędzy czarownikami i istotami z demoniczną krwią.
- Nie powiedziałeś tylko demonów - zauważyłam - jest więcej takich istat?
-słyszałaś kiedyś o fearie, wampirach...?
-Tak... one też istnieją?
- wszystko. Teraz chodź, musimy pójść do jednej z sal... będzie śmierdziało dymem
Niestety miał rację... weszliśmy do ogromnej sali. Była cała czernwona.... przypominała 
-krew - szepnęłam, następnie ksztusząc się odorem dymu
- Mówiłaś coś? - spytał
-Nie, nic - powiedziałam ciągle się dusząc
- Dobrze, wytrzymaj chwilę... z czasem przywykniesz.
Miałam nadzięję, że sie nie mylił.. Skoro moja ciotka mieszka w piekle to będę musiała przywyknąć do ciągłego zapachu siarki i dymu. Po chwili przed nami pojawił się rydwan zaprzegnięty w dwa czerwone konie. Wysiadł z niego bardzo umięśniony... demon? sama nie wiem które słowo byłoby odpowiednie. Był wysoki, krótko ostrzyżony i ciemnoskóry, nie różnił się niczym od normalnego ochroniarza oprócz tego że...miał ogon. Nie no bardziej nie dało się pokazać że nie jest człowiekiem - brakowało tylko tabliczki z napisem "uwaga, wściekły demon". Czarnoskóry wyjął zza marynarki zwinięty pergamin i przeczytał: "Ja, księżna z 4 rodu Lilith Lucifer - dawniej znana jako Mia Barret, żądam widzenia się z moją siostrzenicą Evellin Bell - jaskrą, w sali obradowań 1 stopnia. Nie zamierzam udzielać większych wskazówek czy poleceń, przysięgam na swoją krew rodową, że nic się jej nie stanie." kiedy skończył jeszcze przez parę sekund echo niosło się po sali... Lilith Lucifer... no nieźle ciociu. 
- Idź z nimi - odezwał się po chwili Raphael
- Co?
- Idź z nimi, zaprowadzą Cię do cioci.. w sumie nie mamy innego wyjścia... tylko uważaj na siebie 
Niepewnie podeszłam do demona, a ten mi pomógł wejść  do rydwanu.
- Przepraszam - zaczęłam niepewnie kiedy byłam już w środku. Odwrócił głowę w moją stronę. - Gdzie mnie zabieracie? Gdzie jest ta sa 'sala obrdowań 1 stopnia"? 
- Nie upoważniono mnie do udzielania takich informacji.
Westchnęłam zrezygnowana... Przed tym jak ruszyliśmy rzuciłam ostatnie spojrzenie na Raphaela który pocieszająco się uśmiechał.. Potem pochłonął mnie mrok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz