poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 2 : Spotkanie

Na matematyce nie było aż tak tragicznie. Usiadłam z boku, jako „cicha myszka” i pani Jaquel mnie nie spytała, dobrze to wiedziałam – i ona zresztą też, że jestem nogą z matmy, więc tym lepiej. Przez całą lekcje Grace się na mnie dziwnie gapiła – nawet nie musiałam zaglądać, co 2 minuty po prostu czułam na sobie jej wzrok. Zamyśliłam się i siedziałam jak tępa.
- Panno Bel, proszę pokazać mi zeszyt i to, co pani zdążyła zanotować! – Powiedziała niespodziewanie matematyczka, podchodząc do jej biurka zdążyłam zerknąć na zeszyt, nie było tylko ostatnich 2 przykładów. Uff! Jestem uratowana.
-Dobrze, dobrze – mruczała coś pod nosem – a teraz chodź i rozwiąż ostatni przykład na…
Przerwał jej dzwonek. Dziś jest chyba mój szczęśliwy dzień! Oddała mi zeszyt i w milczeniu opuściła salę


- Eve! – Zawołała mnie Rose po ostatniej lekcji – nareszcie cię znalazłam. Posłuchaj jest impreza…
-Nie! – Przerwałam jej, nie chce imprezować… Śmierć Carolain, głupie poczucie winy, tego już za wiele – nie chce imprezować, a ty doskonale wiesz, czemu… Wolę ochłonąć dziwnie się czuję… - powiedziałam zgodnie z prawdą i w tym samym Momocie podszedł do nas Seba z… Grace
- Hejka dziewczyny – powiedział podchodząc, – co się dzieje?
- Nic konkretnego, chciałam przekonać, Eve żeby poszła z nami na tę imprezę – odpowiedziała z uśmiechem Rose – a my się chyba nie znamy? Jestem Rose, a to Eve – tym razem powiedziała do Grace
- Grace – powiedziała nie spuszczając oczu ze mnie Grace, to nie możliwe żeby aż tak przypominała Carolain, tylko te oczy, to nawet nie były oczy tylko czarne dziury, ale mogłabym nawet zakładać, że to duch Car, która mnie nawiedza za to, co się stało… Ten wypadek samochodowy wszystko zaczął, to ja prowadziłam nie ona, tylko nie mogłam o tym nikomu powiedzieć. Wiedziałam to tylko ja i Rose…
- … No, co ty na to Eve? – Spytał Seb
- co? Co? – Powiedziałam niezorientowana
- Zapytałem, co ty na to żeby Grace poszła z nami na imprezę, będzie na serio fajnie, pokażemy jej miasto, pozna nowych ludzi. No nie daj się prosić – powiedział Sebastiano
- No okej niech wam będzie – uśmiechnęłam się i poszłam za nimi. Nagle coś przyszło mi do głowy – wiesz Grace, nie mówisz jak Francuzka
Zobaczyłam w jej oczach zakłopotanie
- yyy…. Tak, moja rodzina przez pewien czas mieszkała w Francji, ale mam Polskie korzenie – uśmiechnęła się.
Nie kupiłam tej bajeczki.
- Może pójdziemy do ciebie Eve, twoja mama pewnie znów pracuje będziemy mogli przygotować się na imprezę. – Zaproponowała błagalnie Rose
„O NIE! Mam tego ducha Car wpuścić do domu, nigdy w życiu, prędzej umrę” – miałam te słowa na końcu języka, ale wyszło…
- Taa. To nie taki zły pomysł – uśmieszek – ale ocś wątpię żeby Sebastiano był zainteresowany makijażem i 2 godzinnym przeglądaniem ciuchów.
- co racja to racja – powiedział na to Sebastiano i podszedł do swojego motoru – Ja jadę do domu! Spotkamy się na imprezie – krzykną zanim odjechał

- Jej dom jest ogromny – zaczęła gadać Rose – jakieś 3 piętra, w każdym, po co najmniej 10 pokoi, nawet ostatnie piętro to u nich nic innego jak składzik. Mieszka tam tylko Eve i jej rodzice…
Zamyśliłam się, mój dom był spory i na serio zajmowaliśmy tylko 2 piętra. Ale kiedy Rose to opowiadała, a zdarzało się to coraz częściej, czułam jakby mówiła o kompletnie nieznanym mi miejscu…
- … ale wyprowadziła się po śmierci Carolain – usłyszałam Rose
- Eve, kto to Carolain? – Zapytała się życzliwym głosem Grace
„Jakbyś nie wiedziała…” – od razu pomyślałam
- Moja kuzynka. Zginęła w wypadku samochodowym, którego byłam świadkiem, ledwo sama przeżyłam… Była o 2 lata starsza, miała tylko 18 lat – To ostatnie, wymruczałam, w moich oczach pojawiły się łzy. – Ale czuję się na serio wyśmienicie – znów najsztuczniejszy i największy uśmiech, jaki stosowałam coraz częściej.
- To dobrze, że nie opłakujesz jej przez cały czas… - powiedziała, a jej czarne oczy zabłyszczały – Ona pewnie by chciała, żebyś czuła się świetnie i żebyś dla niej nie płakała – w tym Momocie jak mówiła te słowa, zaczęło dziać się coś dziwnego… Momentalnie poczułam się o wiele lepiej, a łzy, które jeszcze przed sekundą jeszcze kłębiły się w kącikach moich oczu, … wyparowały. Spojrzałam pytająco na Grace, a ta się do mnie uśmiechnęła

- No witamy w hrabstwie Bellów – powiedziała znaczącym tonem Rose – Prawda, że robi wrażenie?
- Duży dom Eve – tym razem głos zabrała Grace – bardzo ładny.
- Dzięki, rozgośćcie się w salonie, ja przyniosę coś do picia. – Wskazałam na drzwi prowadzące do dużego pokoju urządzonego jak salon.
Ja poszłam do kuchni nalałam do 3 szklanek mrożonej herbaty i poszłam do salonu.
- Mrożona herbata. – Powiedziałam do dziewczyn niosąc tackę ze szklankami
- Dzięki – powiedziała Grace biorąc jedną szklankę
- Specjalność sp. Zoo Bell i Angel, mrożona herbat ze sklepu – Rose się do mnie uśmiechnęła
Musiałam się roześmiać. Ona miała wspaniale poczucie humoru, jak byłyśmy małe, założyłyśmy sp. Zoo Bell i Angel, kombinowałyśmy i pewnego razu wpadłyśmy na pomysł zrobienia mrożonej herbaty. Skończyło się na tym, że, kupiłyśmy coś w sklepie i reklamowałyśmy, jako specjalność naszej spółki. Wtedy jeszcze Carolain była z nami i spółka była Barret Bell i Angel, teraz wszystko się mi z nią skojarzyło. Usłyszałam dzwonek do drzwi
- Zapraszałaś jeszcze kogoś? - Zapytała się mnie Rose
- Nie… - powiedziałam niepewnie i podeszłam do drzwi…
Staną w nich czarnowłosy chłopak, co mnie zdziwiło miał takie same – głębokie i czarne – oczy jak Grace. Wiem, że skądś go znam, ja to wiem, ale nie mam pojęcia skąd

- Jest Carolain…? – Zapytał się mnie. Wtedy mnie zatkało… Był na jej pogrzebie…

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 1 : Carolain

- Eve wstawaj spóźnisz się do szkoły! – Usłyszałam głos mamy
- ta, jeszcze 5 minut – odpowiedziałam zaspanym głosem
- Te twoje 5 minut minęły pół godziny temu! – Krzyknęła rozwścieczona
-okej, już wstaję!
Nie mogłam siedzieć cały czas w moim pokoju i rozdrapywać stare rany. Wstałam, odświeżyłam się i spojrzałam na zegarek „szlak! Już po 8 na pierwszą lekcję na 100% nie zdążę”, więc zeszłam pomału po schodach do kuchni
- Naleśniki? – Zapytałam, bo na cały dom czuć było tymi pysznościami
- Tak! Dziś mamy taki ładny dzień, naleśniki dobrze go uczczą!– Moja mama zaczęła się śmiać
Mi jakoś nie było do śmiechu, ostatnio nie miałam humoru -Pośpiesz się wystarczy czy już nieobecności w tym miesiącu! – Zaczęła popędzać mnie mama
- Na pierwszą lekcję i tak nie zdążę – powiedziałam biorąc 3 naleśniki na talerz. – Pójdę na drugą.
-Dobra, ale masz pójść! Nie będę mogła tego przypilnować, bo spieszę się do pracy – pocałowała mnie w czubek głowy i wyszła
No dobra, idealnie nie jest. Mama siedzi w pracy tato zajęty biznesmen, a ja sama jak palec. Ale ma to swoje dobre strony będę mogła posiedzieć i pomyślę, co zrobić z tymi dennymi pytaniami. Połowa szkoły na pewno już wie, co się stało – a druga jak nie dzisiaj to później się i tak dowie. Na każde pytanie typu „I jak się czujesz?” Będę odpowiadać – jak wszyscy – „dobrze, dziękuję” do tego miły uśmiech i powinno być dobrze.


Stoję przed szkołą. Lekcje mają zacząć się za dokładnie 10 min. Miałam czas żeby ochłonąć. Od śmierci Carolain miną miesiąc, a ja wciąż nie mogę oswoić się z myślą, że jej nie ma. Biorę głęboki wdech i wchodzę. Jestem szczęśliwa, że już tutaj jestem. Równie dobrze, mogłam siedzieć w domu i kolejny tydzień opłakiwać moją kuzynkę. To moja wina, co się stało, ale nikt mi nie wierzył – każdy myślał, że to wypadek, ale tylko ja i Rose wiedziałyśmy, co tak na prawdę się stało. Usłyszałam dzwonek, przerwa od razu poszłam do stołówki i czekałam na Rose i Sebastiano. Moi najlepsi przyjaciele przyjaźnimy się odkąd tylko pamiętam, zawsze byli ze mną, zwierzałam się nim ze wszystkich problemów, a oni zresztą mi.
- Eve, czemu ciebie nie było na angielskim – zapytała Rose, która usiadła naprzeciw mnie.
-Zaspałam – powiedziałam ze sztucznym uśmiechem przyklejonym na twarzy
- Już się baliśmy, że w ogóle nie przyjdziesz… - tym razem głos zabrał Sebastiano – Przez ten pogrzeb i w ogóle byłaś taka smutna…
- Spokojnie, czuję się świetnie! – Uśmiechnęłam się najszerzej jak potrafiłam, na serio przy nich poczułam się o wiele lepiej – A to, kto? – Wskazałam na dziewczynę ubraną w różowy sweter z golfem
- To nowa dziewczyna, przyjechała z Francji – zaczęła tłumaczyć Rose – na Angielskim Brown mówił o niej dołącza do naszej klasy od następnej lekcji
- Fajnie, miło będzie kogoś poznać – kłamałam, nie chciałam nikogo poznać, dosyć mieliśmy narkomanów, palaczy i alkoholików w naszej szkole również w rodzaju żeńskim, chociaż muszę przyznać ta dziewczyna nie wyglądała źle - Jak sie nazywa
- Grace Col - odpowiedziała Rose
. – Przypomina mi Carolain… - powiedziałam niepewnie
- Za dużo o niej myślisz – stwierdził Sebastiano – Ona jest z Francji, teraz pewnie nawet Rose przypomina ci Cari
- Zamknij się – powiedziała do niego Rose

To prawda, bardzo dużo o niej myślałam, ale ona naprawdę była do niej podobna. Odwróciła się w naszą stronę. Carolain nie miała czarnych włosów, ani tak potwornie czarnych oczu, ale z twarzy… Mogłabym przysiądz, że to była ona.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Prolog

Szłam dalej. Nie wiem, po co, nie wiem gdzie, wiem jednak, że muszę iść dalej. To moja wina, co się stało, ja tak namieszałam, a teraz zamierzam zrobić coś sto razy bardziej głupiego. Spoglądnęłam przez ramię w tył. Widać jeszcze było nikłe światło, pomału oddalające się od nas. Nie mam pojęcia gdzie idę, ale wiem, co muszę zrobić…