Na matematyce nie było aż tak
tragicznie. Usiadłam z boku, jako „cicha myszka” i pani Jaquel mnie nie
spytała, dobrze to wiedziałam – i ona zresztą też, że jestem nogą z matmy, więc
tym lepiej. Przez całą lekcje Grace się na mnie dziwnie gapiła – nawet nie
musiałam zaglądać, co 2 minuty po prostu czułam na sobie jej wzrok. Zamyśliłam
się i siedziałam jak tępa.
- Panno Bel, proszę pokazać mi
zeszyt i to, co pani zdążyła zanotować! – Powiedziała niespodziewanie matematyczka,
podchodząc do jej biurka zdążyłam zerknąć na zeszyt, nie było tylko ostatnich 2
przykładów. Uff! Jestem uratowana.
-Dobrze, dobrze – mruczała coś
pod nosem – a teraz chodź i rozwiąż ostatni przykład na…
Przerwał jej dzwonek. Dziś jest
chyba mój szczęśliwy dzień! Oddała mi zeszyt i w milczeniu opuściła salę
- Eve! – Zawołała mnie Rose po
ostatniej lekcji – nareszcie cię znalazłam. Posłuchaj jest impreza…
-Nie! – Przerwałam jej, nie chce
imprezować… Śmierć Carolain, głupie poczucie winy, tego już za wiele – nie chce
imprezować, a ty doskonale wiesz, czemu… Wolę ochłonąć dziwnie się czuję… -
powiedziałam zgodnie z prawdą i w tym samym Momocie podszedł do nas Seba z…
Grace
- Hejka dziewczyny – powiedział podchodząc,
– co się dzieje?
- Nic konkretnego, chciałam przekonać,
Eve żeby poszła z nami na tę imprezę – odpowiedziała z uśmiechem Rose – a my
się chyba nie znamy? Jestem Rose, a to Eve – tym razem powiedziała do Grace
- Grace – powiedziała nie
spuszczając oczu ze mnie Grace, to nie możliwe żeby aż tak przypominała
Carolain, tylko te oczy, to nawet nie były oczy tylko czarne dziury, ale
mogłabym nawet zakładać, że to duch Car, która mnie nawiedza za to, co się
stało… Ten wypadek samochodowy wszystko zaczął, to ja prowadziłam nie ona,
tylko nie mogłam o tym nikomu powiedzieć. Wiedziałam to tylko ja i Rose…
- … No, co ty na to Eve? – Spytał
Seb
- co? Co? – Powiedziałam niezorientowana
- Zapytałem, co ty na to żeby
Grace poszła z nami na imprezę, będzie na serio fajnie, pokażemy jej miasto,
pozna nowych ludzi. No nie daj się prosić – powiedział Sebastiano
- No okej niech wam będzie –
uśmiechnęłam się i poszłam za nimi. Nagle coś przyszło mi do głowy – wiesz
Grace, nie mówisz jak Francuzka
Zobaczyłam w jej oczach
zakłopotanie
- yyy…. Tak, moja rodzina przez
pewien czas mieszkała w Francji, ale mam Polskie korzenie – uśmiechnęła się.
Nie kupiłam tej bajeczki.
- Może pójdziemy do ciebie Eve,
twoja mama pewnie znów pracuje będziemy mogli przygotować się na imprezę. –
Zaproponowała błagalnie Rose
„O NIE! Mam tego ducha Car
wpuścić do domu, nigdy w życiu, prędzej umrę” – miałam te słowa na końcu języka,
ale wyszło…
- Taa. To nie taki zły pomysł –
uśmieszek – ale ocś wątpię żeby Sebastiano był zainteresowany makijażem i 2
godzinnym przeglądaniem ciuchów.
- co racja to racja – powiedział
na to Sebastiano i podszedł do swojego motoru – Ja jadę do domu! Spotkamy się
na imprezie – krzykną zanim odjechał
- Jej dom jest ogromny – zaczęła gadać Rose –
jakieś 3 piętra, w każdym, po co najmniej 10 pokoi, nawet ostatnie piętro to u
nich nic innego jak składzik. Mieszka tam tylko Eve i jej rodzice…
Zamyśliłam się, mój dom był spory i na serio
zajmowaliśmy tylko 2 piętra. Ale kiedy Rose to opowiadała, a zdarzało się to
coraz częściej, czułam jakby mówiła o kompletnie nieznanym mi miejscu…
- … ale wyprowadziła się po śmierci Carolain
– usłyszałam Rose
- Eve, kto to Carolain? – Zapytała się
życzliwym głosem Grace
„Jakbyś nie wiedziała…” – od razu pomyślałam
- Moja kuzynka. Zginęła w wypadku samochodowym,
którego byłam świadkiem, ledwo sama przeżyłam… Była o 2 lata starsza, miała
tylko 18 lat – To ostatnie, wymruczałam, w moich oczach pojawiły się łzy. – Ale
czuję się na serio wyśmienicie – znów najsztuczniejszy i największy uśmiech,
jaki stosowałam coraz częściej.
- To dobrze, że nie opłakujesz jej przez cały
czas… - powiedziała, a jej czarne oczy zabłyszczały – Ona pewnie by chciała, żebyś
czuła się świetnie i żebyś dla niej nie płakała – w tym Momocie jak mówiła te
słowa, zaczęło dziać się coś dziwnego… Momentalnie poczułam się o wiele lepiej,
a łzy, które jeszcze przed sekundą jeszcze kłębiły się w kącikach moich oczu, …
wyparowały. Spojrzałam pytająco na Grace, a ta się do mnie uśmiechnęła
- No witamy
w hrabstwie Bellów – powiedziała znaczącym tonem Rose – Prawda, że robi
wrażenie?
- Duży dom
Eve – tym razem głos zabrała Grace – bardzo ładny.
- Dzięki,
rozgośćcie się w salonie, ja przyniosę coś do picia. – Wskazałam na drzwi
prowadzące do dużego pokoju urządzonego jak salon.
Ja poszłam
do kuchni nalałam do 3 szklanek mrożonej herbaty i poszłam do salonu.
- Mrożona
herbata. – Powiedziałam do dziewczyn niosąc tackę ze szklankami
- Dzięki –
powiedziała Grace biorąc jedną szklankę
- Specjalność
sp. Zoo Bell i Angel, mrożona herbat ze sklepu – Rose się do mnie uśmiechnęła
Musiałam się
roześmiać. Ona miała wspaniale poczucie humoru, jak byłyśmy małe, założyłyśmy
sp. Zoo Bell i Angel, kombinowałyśmy i pewnego razu wpadłyśmy na pomysł
zrobienia mrożonej herbaty. Skończyło się na tym, że, kupiłyśmy coś w sklepie i
reklamowałyśmy, jako specjalność naszej spółki. Wtedy jeszcze Carolain była z
nami i spółka była Barret Bell i Angel, teraz wszystko się mi z nią skojarzyło.
Usłyszałam dzwonek do drzwi
-
Zapraszałaś jeszcze kogoś? - Zapytała się mnie Rose
- Nie… -
powiedziałam niepewnie i podeszłam do drzwi…
Staną w nich
czarnowłosy chłopak, co mnie zdziwiło miał takie same – głębokie i czarne –
oczy jak Grace. Wiem, że skądś go znam, ja to wiem, ale nie mam pojęcia skąd
- Jest
Carolain…? – Zapytał się mnie. Wtedy mnie zatkało… Był na jej pogrzebie…