czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 9: "To były trudne czasy..."

- Dobre to od czego zaczniemy? - zapytałam się Raphaela
- Jak na razie od tego, ze wrócisz do domu i porozmawiasz z rodzicami. - odpowiedział
- Co? Ale po co? - zdziwiłam się. Najpierw przyprowadza mnie... Nawet sama nie wiem gdzie, mówi, że będzie mnie uczył, każe mi czarować, a teraz mówi, że mam wracać do domu.
- Po prostu. Kiedyś musicie pogadać, nie cieszysz się?
- Dlaczego mam się cieszyć ona...
- Tylko proszę, nie dawaj jakiegoś głupiego tekściku z serialu typu: "Ona zataiła przede mną prawdę. Nigdy jej tego nie daruję" - Przy ostatnich słowach zaczął robić "dramatyczne pozy". Zaczęłam się śmiać, aż chwyciłam się za brzuch i zgięłam się w pół. Patrzył na mnie z uśmiechem. - No więc idziesz?
- Jasne.
- To chodź za mną.
- A tak właściwie co to za miejsce?
- Nie ważne. - powiedział i się zatrzymał. - ważne, że jesteśmy razem - odwrócił się w moją stronę i chwycił mnie a ręce. Zaczął powoli się przybliżać. To było słodkie, ale nagle coś mi się przypomniało. Wyjęłam swoją dłoń, z jego i spróbowałam dotknąć jego ramienia. Moja ręka przeleciała na wylot, a on sam zaczął się rozmazywać i znikną.
- Brawo. - odezwał się prawdziwy Raphael za moimi plecami - ale skąd wiedziałaś, że to nie ja?
- Sam mówiłeś, że chologramy często się narzucają i są zboczone.
- A ja się nie narzucam i nie jestem zboczony? - uniósł jedną brew do góry. Pokiwałam przecząco głową. - Widać, ze znasz mnie jeden dzień - mrukną - idziesz? - zapytał głośniej
- Tak, ale najpierw wyjaśnij mi po co pokazujesz mi te chologramy? - spytałam i jednocześnie poszłam za nim do jakiejś dziwnej sali
- Muszę Ci pokazać, że nie zawsze możesz wszystkim ufać. - powiedział nie zatrzymując się - W przyszłości będziemy robić różne rzeczy - zastanowił się na chwilę - chyba najszybciej opanujesz podróż w czasie.
- po pierwsze "będziemy"? po drugie, jak to podróż w czasie?
- Po pierwsze na serio myślisz, że puszczą cię samą na normalną misję, po drugie potem się dowiesz. - teraz złap mnie a rękę. - powiedział i wyciągną do mnie rękę. Chwyciłam ją. - w tym pokoju możemy się teleportować. - nie zauważyłam, że przeszliśmy do kompletnie innego pomieszczenia. Było tutaj bardzo ciemno, nie widziałam gdzie jest podłoga, gdzie inne ściany ani nawet sufit. Spojrzałam w górę, a Raphael powędrował za moim wzrokiem - tak, ja też nie wiem czy tu jest sufit. Gotowa do pierwszej teleportacji? - zapytał. Pokiwałam, głową. W rzeczywistości nie byłam gotowa - lepiej zamknij oczy, przy pierwszej podróży naznaczony zawsze mdleje - zamknęłam je, a ostatnim co zapamiętałam była troska w oczach Raphaela. Potem straciłam przytomność.

- Wstawaj. - usłyszałam czyjś głos - szkoda nocy, chociaż w sumie nie wiem czy ten czas można zaliczyć do nocy... WSTAWAJ! - wrzasną. Momentalnie otworzyłam oczy.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam. To na pewno nie był mój dom. Dookoła było pełno drzew, ziemia była wilgotna, a ja zauważyłam, że nie stoję na własnych nogach. Raphael  podtrzymywał mnie od tyłu swoją ręką. - Możesz mnie już puścić. - kiedy postawił mnie na nogi zapytałam znowu - gdzie jesteśmy?
- Niedaleko twojego domu. Musimy się kawałek przejść, portal nie do końca wypalił...
- Jak to nie wypalił, o co chodzi. Poza tym nie sądzę, żeby koło mojego domu rósł las, mieszkam tam przez całe moje życie a jakoś go nie zauważyłam...
- No i dlatego przydałyby ci się okulary, moja mała, ale nie martw się będę tu jakby co, a teraz - chwycił mnie za rękę i pociągną za sobą - musimy iść, jeśli chcemy zdążyć przed północą.... - zastanowił się chwilę - poza tym, na serio ci to tak przeszkadza, że zabieram cię na spacer po lesie wieczorem - zwolnił trochę kroku, ale nie puścił mojej ręki. - całkiem sporo przeszłaś, a teraz będzie jeszcze gorzej. Będziesz musiała porozmawiać ze swoją mamą...
- Najpierw mówisz żebym się nie martwiła bo ty tu jesteś, a potem sam sprawiasz, że się martwię. - przerwałam mu. Na parę sekund obydwoje zamilkliśmy
- Przepraszam. - powiedział w końcu. - ale musisz się na to przygotować. Ja przygotowywałem się przez większość swojego życia... a jestem od ciebie starszy, teraz poznałaś ledwie podstawy, z resztą nie pełne. Teraz będziesz musiała porozmawiać ze swoją mamą i się jej zapytać czemu to przed tobą ukrywała...
- Chwila, skoro ty się tyle przygotowywałeś, to czemu mnie też nie wzięli? - spytałam
- Bo ty o tym nie wiedziałaś. My też o tym nie wiedzieliśmy zawsze sama musisz poznać prawdę pierwsza, w tedy rozpoczynasz szkolenie.
- a co z tym wspólnego ma ten naszyjnik? - zapytałam i pokazałam na wisior który dostałam niedawno. Róża się zmieniła, nie była już cała biała, jeden płatek był czerwony. Raphael wziął go w ręce, zmarszczył brwi i powiedział:
- To jaskra. Każdy naznaczony go dostaję taką jeszcze przed przemianom. Ty jesteś ostatnia i dlatego ta róża - wskazał palcem na różyczkę na medalionie - stanie się cała czerwona kiedy będziesz musiała się przemienić. - zastanowił się przez chwilę - Kiedy ją dostałaś. Odziedzicza się ją, ty powinnaś dostać po Carolain...
- Ostatnio jak byłam w moim domu z Rose, usłyszałyśmy dzwonienie do drzwi. Kiedy poszłam otworzyć, nikogo nie było, tylko ta paczka i list.
- Co było w tym liście? - zapytał się i zaczęliśmy powoli iść
- Nie do końca pamiętam
- A masz ten list? - ciągną dalej
- Powinien być w domu. Było tam coś, w rodzaju "nie wpuszczaj kruków do siedziby..." O co chodzi z tymi krukami? - zapytałam.
- Po przemianie, możemy zmieniać się w zwierzęta. naznaczeni którzy przeszli na ciemną stronę zamieniają się w kruki, a my w białe gołębie.
- Tak to wiele wyjaśnia - powiedziałam bardziej do siebie niż do niego ale on i tak się zainteresował
- Na przykład..? - zapytał
- Kiedy była u mnie Grace, przyszedł po nią Phil, już wiem kto to więc nie musisz mi wyjaśniać. Po wyjściu z mojego domu, poszłam zobaczyć gdzie idą, ale ich już nie było, tylko dwa czarne kruki. To pewnie byli oni tylko się zmienili.
- Na pewno. Już jesteśmy. - powiedział i miał rację. Nawet nie zauważyłam jak wyszliśmy z tego ciemnego lasu. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam tylko pustą ulicę.
- Jak to...
- mówiłem, że przydałyby ci się okulary - przerwał mi i się zaśmiał - zmruż oczy. - poradził. Zrobiłam to co chciał, zmrużyłam oczy i spojrzałam znowu. Za nami był ogromny las, nie było nawet śladu ulicy.
- Ale... przecież...
- Wiem, wiem... Masz bardzo dużo pytań, ale popatrz jesteśmy już przy twoim domu. - pokazał na nasz wielki dom - Musisz porozmawiać z mamą, wie, że przyjdziesz więc czeka.
- Zgoda, porozmawiam z nią - przyznałam zrezygnowana - ale obiecaj, że odpowiesz. - powiedziałam
- Obiecuję - pochylił się i pocałował mnie w policzek. - idź już. - wszeptał
Odwróciłam się i poszłam do domu. Moja mama czekała w salonie.
- Evellin - na mój widok poderwała się z miejsca na kanapie, i pobiegła mnie uściskać - tak się o ciebie bałam - powiedziała
- Mamo, musimy porozmawiać
-Wiem. Zaraz ci wszystko wyjaśnię
Poszłyśmy do salonu, i usiadłyśmy na kanapie.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zaczęłam od razu pytać
- Evellin, ja sama nie wiele wiedziałam. To były trudne czasy, Car miała przejść przemianę. Mnie nie było przy niej tylko twoja ciocia... Tak właściwie ona więcej wiedziała niż ja... ohh Evellin, ja właściwie nie wiem nic. Praktycznie nic nie wiem o twojej mocy, nic! - opadła bezsilnie na oparcie kanapy - lepiej jeśli porozmawiasz z ciocią...
- A gdzie ona jest?
moja mama zamilkła
- Poszła do piekła, w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu.
_______________________________________________________________________
Mam nadzieje, że rozdział jest wystarczająco długi :) proszę o komentarze i dodawanie do obserwowanych ;D

czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 8: Pierwsze lekcje

- Czego mnie będziesz uczyć? - spytałam - jak się czaruje?
Odsuną się ode mnie o parę kroków i zaczął migotać... Tak samo jak wypalona żarówka. Przestraszyłam się. Nie wiedziałam co mam robić i nawet nie musiałam się długo zastanawiać bo on znikną. Podeszłam do miejsca gdzie przed chwilą stał przede mną. Pomachałam ręką. Ona na prawdę znikną.
- To nie czary - usłyszałam jego głos za sobą. Odwróciłam  gwałtownie - to po prostu technika.
-Co? O czym ty mówisz przed chwilą tutaj stałeś i....
- Nie ja, ale tak zwany "hologram", mam nadzieję że się nie narzucał, niektóre,  potrafią być naprawdę zboczone. - uśmiechną się i odszedł parę kroków do mnie. - Ale wszystko co mówił, jeśli chodzi o to miejsce jest prawdą. Od dzisiaj obierasz, prywatne nielegalne lekcje magii... i nie tylko, ale do tego przejdziemy kiedy indziej.
- Zaraz, jak to "nielegalne"?
- ahh.. tak, Johnatan nie zgodził się... tak jakby - zastanowił si chwilkę - ale tak czy tak, masz te lekcje mała.
- Nie mów do mnie mała - powiedziałam
- To cię denerwuje mała? - zapytał i uśmiechną się pokazując rząd równych białych zębów - Musisz się wkurzyć jeśli chcesz czarować, mała
Posłałam mu groźne spojrzenie
- Przeginam, mała?
- za często powtarzasz mała, przestań - zażądałam stanowczo
- Dobrze wkurzyłaś się. - podszedł bliżej - teraz postawa. Stań prosto, ręce przed siebie. Dobrze - odsuną sie na parę kroków. - zamknij oczy. Pomyśl o czymś co cię na prawdę denerwuje.
- Masz na myśli siebie?
- Nie powiedziałem "myśl o kimś bosko przystojnym tak?" - zaśmiał się - Masz się zdenerwować mała. Skup się.
zamknęłam oczy, i coś poczułam. To było jak dziwne łaskotanie. W połowie łaskocze, w połowie piecze. Na początku było w okolicach płuc, potem przeszedł mnie dreszcz po rękach, od łokci po końce palców
- Rozchyl dłonie - powiedział to zrobiłam otworzyłam oczy. W moich dłoniach była kula, tak jakby naładowana prądem i ogniem. - Evellin Bell, jesteś gotowa podjąć nieoficjalne i kompletnie nie legalne szkolenie na czarownicę. Jesteś gotowa? Dodam że będę twoim nauczycielem więc pewnie na wstępnie powiesz "tak"?
Jest strasznie... Nie wiem jaki, arogancki, śmieszny i po prostu głupi... ale nawet go lubię, a myśl, że on może mnie nauczyć jak panować nad mocą dawały u mnie sprzeczne uczucia. Ale ja tego potrzebuje, potrzebuje magii, muszę dowiedzieć się jak ja kontrolować. "poza tym Raphael jest taki przystojny...ahhh.. jest też śmieszy, a do tego tak bardzo utalentowany..." - taka myśl pojawiła się w mojej głowie, ale równie szybko znikła. Ja tego nie pomyślałam, to nie ja.
- No i? zgadzasz się? - spojrzałam się na niego, i w końcu zrozumiałam co zrobił
- tak... jeśli przestaniesz grzebać w mojej głowie i wymyślać jakieś niestworzone historie na swój temat, to się zgadzam                    

__________________________________________________________
Mam nadzieje, że się podoba. Proszę o komentarze ;)








niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 7: Powrót do domu

Kiedy wróciłam do domu byłam kompletnie padnięta. Podczas lotu ledwie przytrzymywałam się rąk Seby. Dobrze, że mam w pokoju duże okno z balkonem inaczej chyba zasnęłabym od razu na kanapie. To był długi dzień, a dalej nie dostałam żadnych wyjaśnień. Przez resztę dnia robili mi jakieś głupie badania, pobieranie krwi itp. ale najdziwniejsze było "ćwiczenie silnej woli". Postawili przede mną zapaloną świeczkę, i kazali zgasić ją siłą woli. Bez dmuchania. Tylko miałam patrzeć na nią i się kompletnie skupić na zgaszeniu jej. Ani razu mi się nie udało, wszystkich zawiodłam. Położyłam się na łóżku.
- Eve... - odezwała się cicho Rose. - ... przepraszam.
usłyszałam trzepotanie skrzydeł. Otworzyłam oczy. Seba wyleciał, chyba chciał nas zostawić same
- Za co? - spytałam z prawdziwą ciekawością
- No wiesz, za to, że ci wcześniej nie powiedziałam i... ohhh! - krzyknęła - przepraszam, znowu, w anioła niedawno się zmieniłam, a już odczuwam ból sumienia za każdą krzywdę - spojrzała na mnie ze skruchą - Śpij dobrze. - powiedziawszy to wyleciała. Byłam kompletnie wyczerpana, ale co było dziwne nie chciało mi się spać. Oczy mi się nie kleiły. " To przez jakąś głupią adrenalinę? czy co? " - pomyślałam, i po chwili poczułam wibrowanie w kieszeni dżinsów.
Dziwne, numer nieznany
-Halo? - odebrałam
- Eve, tu Raphael - odezwał się głos po drugiej stronie
- A skąd ty do licha masz mój numer? - spytałam lekko zaspana
- Obudziłem cię? - zapytał z lekką, niemal niedosłyszalną skruchą w głosie
- Nie, jestem tylko trochę zmęczona, i głowa mnie piekielnie boli... Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie?
- Twoja przyjaciółka to niezła gaduła - odpowiedział z lekkim rozbawieniem
- Ahh... To już wiem za co mnie przed chwilą przepraszała - powiedziałam bardziej do siebie. - Przypomnij mi żebym ją udusiła.
"Albo przynajmniej zapytała czemu o mnie gadali - pomyślałam"
- No to mam złe wieści - odpowiedział z lekkim rozbawieniem w głosie - Gdybyś próbowała zabić anioła, sama byś siebie zabiła. Spróbujesz ją udusić, sama się udusisz.
- ugh... - jęknęłam - jeszcze więcej zasad. Głowa mi już od tego wszystkiego pęka!
- Chcesz się przejść? - zapytał
- Czemu pytasz? Kolejna zasada? - zaśmiałam się
- Nie. - tym razem głos dochodził ze strony mojego okna. Odwróciłam się i zobaczyłam Raphaela wchodzącego do mojego pokoju przez to samo wielkie okno. - Byłem w okolicy, i postanowiłem w paść. To jak?
Westchnęłam.
- Zgoda. - wstałam z łóżka i do niego podeszłam
- To chodź. - Chwycił mnie za rękę, i wyskoczył przez okno ciągnąc mnie za sobą.
- A gdzie my tak właściwie idziemy? - spytałam gdy byliśmy już na ziemi. Było całkiem ciemno, nie spodziewałam się, że jest tak późno.
- Zobaczysz... a może nie - uśmiechną się i przyciągną mnie do siebie. Z kieszeni wyją czarną chustkę, odwrócił mnie i zawiązał i nią oczy - nie podglądaj - szepną tuż koło mojego ucha, tak że przeszedł mnie dreszcz. Stop. Co? Przecież on mi się nie podoba. Chwycił mnie w tali i lekko popchną do przodu. Czułam że się rumienię. No może trochę. Był całkiem przystojny, starszy ode mnie i nawet zabawny... Ale na pewno ja mu się nie podobam. Przesuną kciukami po moim brzuchu. A może... Przeszedł mnie znowu ten miły dreszcz. Zorientował się co robi i szybko przestał, przez co w sumie się zasmuciłam
- Wybacz. - powiedział całkiem szczerze
- Nie ma sprawy - odpowiedziałam dalej się rumieniąc - Nie rozumiem po co mi ta chustka, i tak jest kompletnie ciemno....aaaa! - krzyknęłam, kiedy potknęłam o wystający korzeń drzewa, już myślałam, że upadnę kiedy poczułam jego silną dłoń, na swoim brzuchu. Postawił mnie na ziemi przed sobą - Niezły refleks - powiedziałam i zaczęłam rozwiązywać tą chustkę z tyłu głowy, ale nie dawałam rady. - Pomożesz? - zapytałam, i w tym samym momencie poczułam jego ciepłe dłonie w swoich włosach. Nachylił się do mnie tak że czułam jego oddech przy uchu - to tu. - szepną i się odsuną, zabierając chustkę z moich oczu. Minęła chwila zanim moje oczy przyzwyczaiły się do wielkiej jasności
- O Boże gdzie my jesteśmy? - zapytałam mrużąc oczy
Uśmiechną się i odpowiedział:
- Tutaj będę cię uczyć czarować... - podszedł bardzo blisko mnie - ... i nie tylko szepną.