piątek, 27 maja 2016

Żal, ból i rozpacz + pytania do ostatków

Niedawno zaczęłam wchodzić na moje stare blogi... i zrobiło mi się okropnie szkoda tego wszystkiego...
w szczególności że zauważyłam to ilu miałam czytelników, komentarzy... do tej pory nawet są wyświetlenia na tym co już dawno zostało zawieszone więc wow...

Tak się zastanawiam.. Reaktywować tego bloga? Przeszłabym na nową domenę i od nowa zaczęłabym pisać tą samą historie.. a dla zainteresowanych podałabym linki do również innych moich blogów z opowiadaniami które mam w planach pozakładać i zacząć pisać na nowo

więc jak.. zaczynać czy odpuścić?

sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 11: Spotkanie rodzinne (1)

- Moja ciotka... ale jak to?
- Nie ma czasu na wyjaśnienia, musimy iść - chwycił,mie za rękę i już zaczął ciągnąć do drzwi kiedy zorintowałam się że mam na sobię tą sukienkę.
- Czekaj! - krzyknęłam kiedy byliśmy przy drzwiach - Mam tak iść - wskazałam na sukienkę
- Nic jej nie będzie - odwrócił głowę do Madame La Salle - nic się sukience nie stanie
- Nie o sukienkę się boję Raphaelu, uważaj na jakierkę!
Raphael znów wziął mnie za rękę i pobiegliśmy przed siebie. Trudno było biegać w sukiencę ale dałam radę. Biegliśmy ciemnymi korytarzami w dół. coraz niżej i nieżej, aż w końcu byliśmy w piwanicach.
- O co chodzi z tą granicą? - spytałam.
- Granica oddziela nas od diabłów i aniołów. 
-A gdzie ona jest?
- Jesteś bardzo ciekawska... Nie tu, zaraz się dowiesz - szliśmy coraz szybciej, ledwo nadążałam - będziemy musiali się przeteleportować
Reszte drogi przeszliśmy w ciszy. Po pewnym czasie doszliśmy do rozległego ciemnego pomieszczenia. Nic nie widziałam - tak samo jak podczas mojej pierwszej teleportacji. 
-Zamknij oczy - zrobiłam to co kazał. Przez chwilkę poczułam sie jakbym leciała. Dokładniej to uczucie zazwyczaj towarzyszące spadaniu w dół, w wielką czarną nicość. Potem ręce Raphaela, zacisnęły się na moich ramionach i sprowadziły mnie na ziemię. 
-Jesteśmy. Otwórz oczy - i znów spełniłam jego polecenie. - Minie trochę czasu zanim przyzwyczaisz się do teleportacji. - Zobaczyłam wielką sale. Dziwnie się poczułam, sala była w czerwonych i czarnych barwach. W tej sukni powinnam pasować idealnie do tego tła ale jakbym się najbardziej wyróżniała. Obkręciłam się wokoło.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam 
- Tutaj odbywają się narady pomiędzy czarownikami i istotami z demoniczną krwią.
- Nie powiedziałeś tylko demonów - zauważyłam - jest więcej takich istat?
-słyszałaś kiedyś o fearie, wampirach...?
-Tak... one też istnieją?
- wszystko. Teraz chodź, musimy pójść do jednej z sal... będzie śmierdziało dymem
Niestety miał rację... weszliśmy do ogromnej sali. Była cała czernwona.... przypominała 
-krew - szepnęłam, następnie ksztusząc się odorem dymu
- Mówiłaś coś? - spytał
-Nie, nic - powiedziałam ciągle się dusząc
- Dobrze, wytrzymaj chwilę... z czasem przywykniesz.
Miałam nadzięję, że sie nie mylił.. Skoro moja ciotka mieszka w piekle to będę musiała przywyknąć do ciągłego zapachu siarki i dymu. Po chwili przed nami pojawił się rydwan zaprzegnięty w dwa czerwone konie. Wysiadł z niego bardzo umięśniony... demon? sama nie wiem które słowo byłoby odpowiednie. Był wysoki, krótko ostrzyżony i ciemnoskóry, nie różnił się niczym od normalnego ochroniarza oprócz tego że...miał ogon. Nie no bardziej nie dało się pokazać że nie jest człowiekiem - brakowało tylko tabliczki z napisem "uwaga, wściekły demon". Czarnoskóry wyjął zza marynarki zwinięty pergamin i przeczytał: "Ja, księżna z 4 rodu Lilith Lucifer - dawniej znana jako Mia Barret, żądam widzenia się z moją siostrzenicą Evellin Bell - jaskrą, w sali obradowań 1 stopnia. Nie zamierzam udzielać większych wskazówek czy poleceń, przysięgam na swoją krew rodową, że nic się jej nie stanie." kiedy skończył jeszcze przez parę sekund echo niosło się po sali... Lilith Lucifer... no nieźle ciociu. 
- Idź z nimi - odezwał się po chwili Raphael
- Co?
- Idź z nimi, zaprowadzą Cię do cioci.. w sumie nie mamy innego wyjścia... tylko uważaj na siebie 
Niepewnie podeszłam do demona, a ten mi pomógł wejść  do rydwanu.
- Przepraszam - zaczęłam niepewnie kiedy byłam już w środku. Odwrócił głowę w moją stronę. - Gdzie mnie zabieracie? Gdzie jest ta sa 'sala obrdowań 1 stopnia"? 
- Nie upoważniono mnie do udzielania takich informacji.
Westchnęłam zrezygnowana... Przed tym jak ruszyliśmy rzuciłam ostatnie spojrzenie na Raphaela który pocieszająco się uśmiechał.. Potem pochłonął mnie mrok.

piątek, 3 lipca 2015

Po 2 latach~~

W 2013 zaczęłam pisać to opowiadanie i dopiero w 2015 zaczęłam żałować że je nie skończyłam.
Po 2 latach postanowiłam wrócić i kontynuować opowiadanie wg. starego pomysłu.
Dzisiaj lub jutro zapraszam na nowy rozdział ^^
Enjoy

środa, 19 lutego 2014

Rozdział 10: Więcej informacj

- Ale jak to "w piekle"? - zapytałam ze szczerym zdziwieniem.
- No po prostu, w piekle. - moja mama wzięła głęboki wdech - muszę na początku dowiedzieć się ile wiesz..
Opowiedziałam jej w skrócie wszystko czego dowiedziałam się od Rose i Sebastiana i w końcu doszłam do momentu kiedy miałam jej opowiedzieć o wyjściu i treningu z Raphaelem, kiedy w ostatniej chwili się powstrzymałam.
- No i kiedy wróciłam do domu zadzwonił mój telefon. To był Raphael - nie lubię okłamywać ludzi ale teraz to było konieczne - chciał ze mną porozmawiać. Opowiedział mi trochę o podróżach w czasie, magii i nie tylko... Wyszłam przez okno bo chciał się spotkać i porozmawiać w cztery oczy... - Moja mama zaczęła się uśmiechać. - co? - spytałam
- Dalej się nie tłumacz... - krótko westchnęła - za mało czasu spędzamy razem. Oni kazali ci się mnie spytać? ze mną porozmawiać?
- Wiesz... - zaczęłam - tak właściwie, sama chciałam porozmawiać, oni mnie tylko poprosili o...
- ... o informacje czemu ich nie zawiadomiłam, że w domu mam naznaczoną?  - przerwała mi - obiecuję, że porozmawiam z Johnem, wyjaśnię mu wszystko i poproszę żeby ci wszytko wyjaśnił. - położyła dłoń na moje ramię - a teraz idź się położyć. Wyglądasz na wyczerpaną.
Miała racje byłam zmęczona. Leżałam już w łóżku kiedy usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Rose.
-Halo? - zapytałam zaspanym głosem
- Hej! Nie obudziła cię?
- Nie w ogóle nie spałam...
- Tak, wiem - powiedziała wesołym tonem - widziałam cię z Raphaelem
- Co? haha, to nie to co myślisz - powiedziałam roześmiana
- Czyli to nie była randka? Tak po prostu sobie szliście, trzymając się za ręce, wieczorem..... - słyszałam jak się zaśmiała - a on ot tak, pocałował cię na pożegnanie?
No fakt, dla kogoś kto to obserwował mogło się to wydać dziwne. Ja nawet nie zwróciłam specjalnej uwagi.... Zaraz moment.
- Obserwowałaś nas?! - prawie krzyknęłam
- A... czyli jednak to była randka?
- Nie zmieniaj tematu, a co z tym twoim "anielskim poczuciem winy"?
- Ohh..... - jęknęła do słuchawki - ciągle niestety istnieje, ale  niekiedy się hm... wyłącza? - nastąpiła chwila ciszy - No dobra, leciałam sobie nad miastem kiedy was zobaczyłam. Nic wielkiego.
- No dobra, powiedzmy, że wierzę.
- No to super, a teraz ty odpowiedz mi. Co myślisz o Raphaelu?
Zastanowiłam się przez chwilę. Co ja właściwie o nim myślę? Co ja w ogóle o nim wiem? Prawie nic, i w tym jest największy problem. Nic o nim nie wiem.
- Ja chyba nic o nim nie myślę.
- Nie żartuj. Podoba ci się?
- Posłuchaj ja prawie nic o nim nie wiem, a on o mnie. Myślę, że ten całus był po prostu gestem który miał mnie uspokoić.... sama nie wiem co mam powiedzieć.
- A czemu miał cię.... - przerwała - rozmawiałaś z mamą? O matko, to dla tego, a ja myślałam, że.... no wiesz.... coś pomiędzy wami jest....
Nie wiem czemu posmutniałam na te słowa
- Jak na razie nic nie jest pewne.
- Dobra, muszę kończyć. Pa, trzymaj się.
- Dzięki pa.
Kiedy się rozłączyłam, byłam wyczerpana. Nie byłam jednak na tyle zmęczona, żeby nie usłyszeć wibrowania komórki. Znowu. Tym razem to SMS, od Raphaela: "Jak tam rozmowa z mamą? Pewnie jesteś wyczerpana, nie odpisuj. Jutro będziesz na mnie skazana przez cały dzień :) Dobranoc " .
Usnęłam z telefonem w dłoni, i miłym wrażeniem, że chyba się myliłam co do Raphaela. Bardzo się myliłam.
***
Obudziły mnie, promienie po południowego słońca które rzucały miłe światło przez moje okno. Kiedy otworzyłam oczy nie wiedziałam co się ze mną dzieje, gdzie jestem ani po co tutaj jestem. Aż w końcu zorientowałam się, że siedzę w moim pokoju, który wcale mi na taki nie wyglądał. Nie był mój. Pomału zeszłam po schodach, jak zwykle moja mama siedziała w kuchni. Kiedy zeszłam spojrzała na mnie
- Jak się czujesz? - spytała
- Dziwnie... - odpowiedziałam nie swoim głosem. Byłam cała odrętwiała, i nie wiedziałam co się działo.
- To normalne słonko. Czujesz się jakby to nie był twój dom, ani twój głos? - znów zadała pytanie
- tak, masz rację...
- chodź zjedz coś. - podsunęła na brzeg stołu talerz z tostami. Wzięłam jedną kanapkę i oklapłam na krzesło. -  Do szkoły dzisiaj nie idziesz jak się już zorientowałaś. Jak się przygotujesz, zawiozę cię do kwatery...
- To jest to dziwne miejsce, w którym byłam wczoraj? - spytałam przerywając jej
- Tak... Będzie tam John. Zaopiekuje się tobą, możesz mu zaufać. - odpowiedziała równie spokojnie, jak zaczęła te rozmowę - Będziesz się musiała dobrze przygotować to będzie dla ciebie, ciężki okres - westchnęła - Rozmawiałaś z Raphaelem? - spytała nagle. Skinęłam głową jednocześnie gryząc tosty  - i mówił ci o podróżach w czasie?
- Tak, trochę coś tam wspominał - odpowiedziałam. Nie chciałam jej mówić o tym jak wczorajszego wieczoru Raphael i ja wyszliśmy uczyć się magii.... - będzie tam? - zapytałam się
- Tak. Dzisiaj być może nauczysz się podróżować w czasie. On dawno to już umie.
- A Rose?
-Też. Jest, można powiedzić twoim aniołem tak jak Sebastian. Tylko to jest już bardziej skomplikowane.
- A ty będziesz w tedy w pracy. - powiedziałam cicho.
-Zdziwisz się. Wzięłam parę dni wolnego, chce porozmawiać z twoją ciotką. - powiedział uśmiechnięta
- Ale jak to ?! - zdziwiłam się nie na żarty - ale powiedziałaś...
-... że ona jest w piekle - dokończyła - i to prawda. Ale to nie wyklucza tego, że można się z nią kontaktować.
-Czemu to jest takie ważne?
- Co?
- Kontakty z ciotką, to wszystko. Po co to? nie mogą mnie po prostu nauczyć czarować i już? - tego byłam najbardziej ciekawa
- Skarbie. To nie takie proste. Każdemu czarownikami przypada przepowiednia, w której jest twój numer, kamień, zwierzę i kolor...
-Co? Nie rozumiem.
- Łatwiej jest zapamiętać kamienie i niektóre zwierzęta w prostej rymowance
"Bursztyn pierwszy złotem świeci, 
szafir koło niego leci,
 Diament z  Rubinem blaskiem zamraczają, 
chociaż inne barwy mają,
 szmaragd zielenią nas oślepia 
aleksandryt jak tygrys szybko ucieka, 
karneol wysoko jak orzeł lata 
ale to cymofan robi za kata
Topaz całą prawdę zataja
Perła urodą świat rozbraja
Szmaragd pomóc może
Tylko jaskra umrzeć nie może"
 To są po prostu czarownicy i czarownice ty jesteś ostatnia czyli jesteś jaskrą...
- ... A czy jaskra to nie choroba oczu? - spytałam, to było dość śmieszne, wiersze, przepowiednie. To są głupie bajki...  a ja jestem czarownicą z głupiej bajki.
- Tak. To też. Ale ty jesteś jaskrą, nie wiem czemu bo w końcu wszyscu inni są kamieniami. Ale boję się o ciebie
- Czemu? - zdezorientowanie minęło, teraz mogłam się skupić na rozmowie.
- "Jaskra światłem świeci
Nigdzie nie odleci
Źródło magii nie zaznanej
Wkrótce poznanej..." - Siedziałam na krześle z szeroko otwartą buzią. - To w sumie nie wszystko, ale tylko tyle pamiętam, nie wiem co to znaczy, ale brzmi strasznie..
- Tak.- jeszcze chwilę siedziałam w milczeniu po czym powiedziałam - kiedy jedziemy?
- Idź sie przygotować. Poczekam w aucie.
Poszłam na górę, do tej pory nie zauważyłam, że miałam na sobie wczorajsze ubrania. Szybkoi wyciągnęłam z szafy jakieś ubrania i poszłam pod prysznic. Ubrałam się w czarne rurki i długi szary sweter, nawet nieźle wyglądałam. Wzięłam moją kochaną beżową torebkę i wyszłam z domu... Przez całą drogę w głowie miałam słowa tego dziwnego wierszyka, a może powinnam powiedzieć "przepowiedni"? Sama nie jestem pewna... Ale wiem, że skoro ja jestem tą "jaskrą" mam chyba jakąś moc, sama nie wiem. Mama przez całą drogę milczała wpatrując się w drogę, nie chciałam żeby tak było, żebym przez resztę mojego życia słuchała tej łuchej ciszy...
- Każdy ma swoją przepowiednie? - spytałam, to było jedno z tych pytń na które bardzo chciałam znać odpowiedź.
- Tak... każdy czarownik. - odpwiedziała uśmiechając się, pierwszego razu tego dnia. - wiem, że sama tego za bardzo nie rozumiesz, ale na pewno wszytsko ci wyjaśnią w kwaterze.

Kiedy już tam dojechałyśmy budynek wyglądał jak stara świątynia o krok od upadkiem. Byłam zdziwiona - nic z jej wyglądu nie przypominało mi wczorajszego pałacu. Moja mama zobaczyła moje wątpliwości.
- To zaklęcie, w środu wygląda nieco lepiej - powiedziała - zesztą chyba już się o tym przekonałaś...
I poszła do budynku, musiałam stawiać wielkie kroki żeby za nią nadążyć. Kiedy weszłyśmy do środka, od razu zorientowałam się , że miała rację. Otoczenie znów wyglądało jakbym w jakiś magiczny sposób... no dobra, "magiczny sposób" to nie było do końca trafne porównanie. Ale w każdym razie, to miejsce znów było tak jakby pałacem
- Eve! - krzyknęła, jak się potem okazało Rose, i zaczęła biec w naszą stronę.
- Ja już lepiej pójdę - szepnęła do mnie mama i zaczęła iść w kierunku drzwi. W tym samym momęcie Rose dorwała mnie w swoje ręce.
- Nie uduś jej - za Rose spokojnuym krokiem szedł Sebastian. COś się zmieniło, ale nie miałam pojęcia co... - Ohh.... nie patrz się tak na nas.. - znów się odezwał - rozkojażenie?
- Nie... - wydukałam, nie umiełam określić co się dzieje -... nie, tylko nie wiem, coś się u wa zmieniło...
- Tak... - odezwała się swoim słodkim głosikiem Rose - to zrozumiałe.... jeden z efektów ubocznych przemiany. Wszystko będzie dobrze.. a teraz chodź, czeka nas pracowity i wspaniały dzień - uśmiechnęła się i  pociagnęła mnie za ręce. Przeszłyśmy parę korytarzy, aż w końcu znalazłyśmy się przed jednymi drzwiami, na których widniał napis "szwalnia"
- Najpierw pójdziemy do madame la Salle, jest wspaniała jej suknie sa niesamowite... poza tym ejst bardzo miła
- ... suknie... - powtórzylam w zamyśleniu i weszłam za nią do pokoju.
- Madame! Madame La Salle! - krzyknęła Rose
- Rose? to ty? - usłyszałam głos młodej kobiety i po chwili zauważyłam ją na schodkach półpiętra. Dopiero teraz rozejżałam sie dokładniej po pokoju. Był bardzo wysoki, ale nie ogromny. Bało w nim wiele wieszaków, półek i jak się można było spodziewać... ubrań. Sama Madame, pasowała do tego otoczenia. Młoda kobieta, ubrana w białe leginsy i beżową tunikę. Nie mogła mieć więcej niż 25 lat, miała blond włosy, nie jaśniejsze niż Raphaela i błękitne oczy, które było widać kiedy do nas podchodziła.
- To jest pewnie Evellin? Ohh... jak miło mi cię poznać jaskierko. - uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie rękę - Jestem Madame La Salle.
- Niech pani do mnie mówi po prostu Eve... - powiedziałam ściskając jej rękę
- Dobrze, Eve..... - zastanowiła się przez chwilę, a potem zwróciła się do Rose - możesz wyjść zawiadomić Johna, że zdejmę z Eve miarę i odeślę ja do niego?
- Oczywiście - powiedziała z uśmiechem - Do zobaczenia Eve.
- Na razie - odpwiedziałam
Kiedy wyszła Madame zaczęła ze mnie zdejmować miary.
- Jesteś bardzo ładna, i chuda, na pewno będą na ciebie pasować ubrania poprzednich czarownic.. - odeszła do dużego wieszaka z ubraniami i zdjęła niesamowitą, czerwoną, hawtowaną sukienkę. - masz przymież, wejdź za parawan - wskazała palcem na oddzielony od całej reszty parawan i tam się udałam. Madame się nie myliła. Suknia była idealna
 - wyjdź pokaż się - Kiedy mnie zobaczyła pojaśniał uśmiech na jej twarzy - wyglądasz zjawiskowo młoda damo. Obróć się
zaczęłam się obracać, i jednocześnie przeglądnęłam w lustrze.
- Ahh.... wyglądasz jak Królewna Śnieżka... biała jak śnieg, czerwona jak krew, czarna jak kruk...
i w tym momocie do pokoju wbiegł Raphael, nie było widać po nim zmęczenia. Kiedy zobaczył mnie w sukni przystanią i skasował mnie wzrokiem. po czym uniósł brwi i zwrócił się do Madame.
- Mamy problem.
- O co chodzi? - spytała się zmartwiona
- Ktoś próbuje przedżeć się przez granicę. - znów spojrzał na mnie - chyba twoja ciotka, dowiedziała się o tobie.
_____________________________________
po pierwsze.... przepraszam za opóźnienie :C
po drugie.... przepraszam za liczne błędy, ale nie mam już czasu sprawdzać piswni, a ostatnio klawisze na klawiaturze odmawiają mi posłuszeństwa ;p i nie raz piszę rz zamienia mi na kompletnie inny wyraz z "ż" -.-" naprawię to potem
po trzecie... proszę o komentarze, chętnie przyjmę nawet krytykę :D
po czwarte... JESTEM SZCZĘŚLIWA <333 pamiętacie poprzedni post w którym napisałam, że waha mi się średnia na 3.0? MAM 3.4!! tyle nauki nie poszło w las :D
Miłej nocy ( ojojojo już 23:40 ) i jeszcze raz przepraszam :)

piątek, 17 stycznia 2014

Kiedy nowy rozdział?

No więc tak... CHCE WAS PRZEPROSIĆ! Już prawie miesiąc nie ma nowego rozdziału i wiem, że nauka to nie jest wytłumaczenie ale to był dla mnie trudny czas: przeprowadziłam się, zmieniłam szkołę i przy okazji języki (  wcześniej uczyłam się francuskiego a teraz niemieckiego) musiałam ze wszystkim nadgonić poza tym.... Znacie to uczucie kiedy każdy nauczyciel z którym macie lekcje myśli, że nikt przed nim nie zadał wam pracy domowej? Bo ja znam -.-" niestety. I bardzo często bywa tak, że muszę się uczyć do 23-00 żeby nadrobić materiał, a i tak nic z tego bo teraz po wystawieniu ocen waham się na średniej 3.0 xD całe szczęście dopiero 1 klasa.... W każdym razie to nie jest mój pamiętnik ( dobry pomysł na bloga - może se założę? o.O xD  )  chce powiedzieć, że nowy rozdział będzie za niedługo - tyle, że do niego muszę ułożyć jeszcze parę wierszy i innych spraw i dlatego to tak długo zwleka ;D
Czekajcie cierpliwie, baj ;)

czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 9: "To były trudne czasy..."

- Dobre to od czego zaczniemy? - zapytałam się Raphaela
- Jak na razie od tego, ze wrócisz do domu i porozmawiasz z rodzicami. - odpowiedział
- Co? Ale po co? - zdziwiłam się. Najpierw przyprowadza mnie... Nawet sama nie wiem gdzie, mówi, że będzie mnie uczył, każe mi czarować, a teraz mówi, że mam wracać do domu.
- Po prostu. Kiedyś musicie pogadać, nie cieszysz się?
- Dlaczego mam się cieszyć ona...
- Tylko proszę, nie dawaj jakiegoś głupiego tekściku z serialu typu: "Ona zataiła przede mną prawdę. Nigdy jej tego nie daruję" - Przy ostatnich słowach zaczął robić "dramatyczne pozy". Zaczęłam się śmiać, aż chwyciłam się za brzuch i zgięłam się w pół. Patrzył na mnie z uśmiechem. - No więc idziesz?
- Jasne.
- To chodź za mną.
- A tak właściwie co to za miejsce?
- Nie ważne. - powiedział i się zatrzymał. - ważne, że jesteśmy razem - odwrócił się w moją stronę i chwycił mnie a ręce. Zaczął powoli się przybliżać. To było słodkie, ale nagle coś mi się przypomniało. Wyjęłam swoją dłoń, z jego i spróbowałam dotknąć jego ramienia. Moja ręka przeleciała na wylot, a on sam zaczął się rozmazywać i znikną.
- Brawo. - odezwał się prawdziwy Raphael za moimi plecami - ale skąd wiedziałaś, że to nie ja?
- Sam mówiłeś, że chologramy często się narzucają i są zboczone.
- A ja się nie narzucam i nie jestem zboczony? - uniósł jedną brew do góry. Pokiwałam przecząco głową. - Widać, ze znasz mnie jeden dzień - mrukną - idziesz? - zapytał głośniej
- Tak, ale najpierw wyjaśnij mi po co pokazujesz mi te chologramy? - spytałam i jednocześnie poszłam za nim do jakiejś dziwnej sali
- Muszę Ci pokazać, że nie zawsze możesz wszystkim ufać. - powiedział nie zatrzymując się - W przyszłości będziemy robić różne rzeczy - zastanowił się na chwilę - chyba najszybciej opanujesz podróż w czasie.
- po pierwsze "będziemy"? po drugie, jak to podróż w czasie?
- Po pierwsze na serio myślisz, że puszczą cię samą na normalną misję, po drugie potem się dowiesz. - teraz złap mnie a rękę. - powiedział i wyciągną do mnie rękę. Chwyciłam ją. - w tym pokoju możemy się teleportować. - nie zauważyłam, że przeszliśmy do kompletnie innego pomieszczenia. Było tutaj bardzo ciemno, nie widziałam gdzie jest podłoga, gdzie inne ściany ani nawet sufit. Spojrzałam w górę, a Raphael powędrował za moim wzrokiem - tak, ja też nie wiem czy tu jest sufit. Gotowa do pierwszej teleportacji? - zapytał. Pokiwałam, głową. W rzeczywistości nie byłam gotowa - lepiej zamknij oczy, przy pierwszej podróży naznaczony zawsze mdleje - zamknęłam je, a ostatnim co zapamiętałam była troska w oczach Raphaela. Potem straciłam przytomność.

- Wstawaj. - usłyszałam czyjś głos - szkoda nocy, chociaż w sumie nie wiem czy ten czas można zaliczyć do nocy... WSTAWAJ! - wrzasną. Momentalnie otworzyłam oczy.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam. To na pewno nie był mój dom. Dookoła było pełno drzew, ziemia była wilgotna, a ja zauważyłam, że nie stoję na własnych nogach. Raphael  podtrzymywał mnie od tyłu swoją ręką. - Możesz mnie już puścić. - kiedy postawił mnie na nogi zapytałam znowu - gdzie jesteśmy?
- Niedaleko twojego domu. Musimy się kawałek przejść, portal nie do końca wypalił...
- Jak to nie wypalił, o co chodzi. Poza tym nie sądzę, żeby koło mojego domu rósł las, mieszkam tam przez całe moje życie a jakoś go nie zauważyłam...
- No i dlatego przydałyby ci się okulary, moja mała, ale nie martw się będę tu jakby co, a teraz - chwycił mnie za rękę i pociągną za sobą - musimy iść, jeśli chcemy zdążyć przed północą.... - zastanowił się chwilę - poza tym, na serio ci to tak przeszkadza, że zabieram cię na spacer po lesie wieczorem - zwolnił trochę kroku, ale nie puścił mojej ręki. - całkiem sporo przeszłaś, a teraz będzie jeszcze gorzej. Będziesz musiała porozmawiać ze swoją mamą...
- Najpierw mówisz żebym się nie martwiła bo ty tu jesteś, a potem sam sprawiasz, że się martwię. - przerwałam mu. Na parę sekund obydwoje zamilkliśmy
- Przepraszam. - powiedział w końcu. - ale musisz się na to przygotować. Ja przygotowywałem się przez większość swojego życia... a jestem od ciebie starszy, teraz poznałaś ledwie podstawy, z resztą nie pełne. Teraz będziesz musiała porozmawiać ze swoją mamą i się jej zapytać czemu to przed tobą ukrywała...
- Chwila, skoro ty się tyle przygotowywałeś, to czemu mnie też nie wzięli? - spytałam
- Bo ty o tym nie wiedziałaś. My też o tym nie wiedzieliśmy zawsze sama musisz poznać prawdę pierwsza, w tedy rozpoczynasz szkolenie.
- a co z tym wspólnego ma ten naszyjnik? - zapytałam i pokazałam na wisior który dostałam niedawno. Róża się zmieniła, nie była już cała biała, jeden płatek był czerwony. Raphael wziął go w ręce, zmarszczył brwi i powiedział:
- To jaskra. Każdy naznaczony go dostaję taką jeszcze przed przemianom. Ty jesteś ostatnia i dlatego ta róża - wskazał palcem na różyczkę na medalionie - stanie się cała czerwona kiedy będziesz musiała się przemienić. - zastanowił się przez chwilę - Kiedy ją dostałaś. Odziedzicza się ją, ty powinnaś dostać po Carolain...
- Ostatnio jak byłam w moim domu z Rose, usłyszałyśmy dzwonienie do drzwi. Kiedy poszłam otworzyć, nikogo nie było, tylko ta paczka i list.
- Co było w tym liście? - zapytał się i zaczęliśmy powoli iść
- Nie do końca pamiętam
- A masz ten list? - ciągną dalej
- Powinien być w domu. Było tam coś, w rodzaju "nie wpuszczaj kruków do siedziby..." O co chodzi z tymi krukami? - zapytałam.
- Po przemianie, możemy zmieniać się w zwierzęta. naznaczeni którzy przeszli na ciemną stronę zamieniają się w kruki, a my w białe gołębie.
- Tak to wiele wyjaśnia - powiedziałam bardziej do siebie niż do niego ale on i tak się zainteresował
- Na przykład..? - zapytał
- Kiedy była u mnie Grace, przyszedł po nią Phil, już wiem kto to więc nie musisz mi wyjaśniać. Po wyjściu z mojego domu, poszłam zobaczyć gdzie idą, ale ich już nie było, tylko dwa czarne kruki. To pewnie byli oni tylko się zmienili.
- Na pewno. Już jesteśmy. - powiedział i miał rację. Nawet nie zauważyłam jak wyszliśmy z tego ciemnego lasu. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam tylko pustą ulicę.
- Jak to...
- mówiłem, że przydałyby ci się okulary - przerwał mi i się zaśmiał - zmruż oczy. - poradził. Zrobiłam to co chciał, zmrużyłam oczy i spojrzałam znowu. Za nami był ogromny las, nie było nawet śladu ulicy.
- Ale... przecież...
- Wiem, wiem... Masz bardzo dużo pytań, ale popatrz jesteśmy już przy twoim domu. - pokazał na nasz wielki dom - Musisz porozmawiać z mamą, wie, że przyjdziesz więc czeka.
- Zgoda, porozmawiam z nią - przyznałam zrezygnowana - ale obiecaj, że odpowiesz. - powiedziałam
- Obiecuję - pochylił się i pocałował mnie w policzek. - idź już. - wszeptał
Odwróciłam się i poszłam do domu. Moja mama czekała w salonie.
- Evellin - na mój widok poderwała się z miejsca na kanapie, i pobiegła mnie uściskać - tak się o ciebie bałam - powiedziała
- Mamo, musimy porozmawiać
-Wiem. Zaraz ci wszystko wyjaśnię
Poszłyśmy do salonu, i usiadłyśmy na kanapie.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zaczęłam od razu pytać
- Evellin, ja sama nie wiele wiedziałam. To były trudne czasy, Car miała przejść przemianę. Mnie nie było przy niej tylko twoja ciocia... Tak właściwie ona więcej wiedziała niż ja... ohh Evellin, ja właściwie nie wiem nic. Praktycznie nic nie wiem o twojej mocy, nic! - opadła bezsilnie na oparcie kanapy - lepiej jeśli porozmawiasz z ciocią...
- A gdzie ona jest?
moja mama zamilkła
- Poszła do piekła, w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu.
_______________________________________________________________________
Mam nadzieje, że rozdział jest wystarczająco długi :) proszę o komentarze i dodawanie do obserwowanych ;D

czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 8: Pierwsze lekcje

- Czego mnie będziesz uczyć? - spytałam - jak się czaruje?
Odsuną się ode mnie o parę kroków i zaczął migotać... Tak samo jak wypalona żarówka. Przestraszyłam się. Nie wiedziałam co mam robić i nawet nie musiałam się długo zastanawiać bo on znikną. Podeszłam do miejsca gdzie przed chwilą stał przede mną. Pomachałam ręką. Ona na prawdę znikną.
- To nie czary - usłyszałam jego głos za sobą. Odwróciłam  gwałtownie - to po prostu technika.
-Co? O czym ty mówisz przed chwilą tutaj stałeś i....
- Nie ja, ale tak zwany "hologram", mam nadzieję że się nie narzucał, niektóre,  potrafią być naprawdę zboczone. - uśmiechną się i odszedł parę kroków do mnie. - Ale wszystko co mówił, jeśli chodzi o to miejsce jest prawdą. Od dzisiaj obierasz, prywatne nielegalne lekcje magii... i nie tylko, ale do tego przejdziemy kiedy indziej.
- Zaraz, jak to "nielegalne"?
- ahh.. tak, Johnatan nie zgodził się... tak jakby - zastanowił si chwilkę - ale tak czy tak, masz te lekcje mała.
- Nie mów do mnie mała - powiedziałam
- To cię denerwuje mała? - zapytał i uśmiechną się pokazując rząd równych białych zębów - Musisz się wkurzyć jeśli chcesz czarować, mała
Posłałam mu groźne spojrzenie
- Przeginam, mała?
- za często powtarzasz mała, przestań - zażądałam stanowczo
- Dobrze wkurzyłaś się. - podszedł bliżej - teraz postawa. Stań prosto, ręce przed siebie. Dobrze - odsuną sie na parę kroków. - zamknij oczy. Pomyśl o czymś co cię na prawdę denerwuje.
- Masz na myśli siebie?
- Nie powiedziałem "myśl o kimś bosko przystojnym tak?" - zaśmiał się - Masz się zdenerwować mała. Skup się.
zamknęłam oczy, i coś poczułam. To było jak dziwne łaskotanie. W połowie łaskocze, w połowie piecze. Na początku było w okolicach płuc, potem przeszedł mnie dreszcz po rękach, od łokci po końce palców
- Rozchyl dłonie - powiedział to zrobiłam otworzyłam oczy. W moich dłoniach była kula, tak jakby naładowana prądem i ogniem. - Evellin Bell, jesteś gotowa podjąć nieoficjalne i kompletnie nie legalne szkolenie na czarownicę. Jesteś gotowa? Dodam że będę twoim nauczycielem więc pewnie na wstępnie powiesz "tak"?
Jest strasznie... Nie wiem jaki, arogancki, śmieszny i po prostu głupi... ale nawet go lubię, a myśl, że on może mnie nauczyć jak panować nad mocą dawały u mnie sprzeczne uczucia. Ale ja tego potrzebuje, potrzebuje magii, muszę dowiedzieć się jak ja kontrolować. "poza tym Raphael jest taki przystojny...ahhh.. jest też śmieszy, a do tego tak bardzo utalentowany..." - taka myśl pojawiła się w mojej głowie, ale równie szybko znikła. Ja tego nie pomyślałam, to nie ja.
- No i? zgadzasz się? - spojrzałam się na niego, i w końcu zrozumiałam co zrobił
- tak... jeśli przestaniesz grzebać w mojej głowie i wymyślać jakieś niestworzone historie na swój temat, to się zgadzam                    

__________________________________________________________
Mam nadzieje, że się podoba. Proszę o komentarze ;)