- Dobre to od czego zaczniemy? - zapytałam się Raphaela
- Jak na razie od tego, ze wrócisz do domu i porozmawiasz z rodzicami. - odpowiedział
- Co? Ale po co? - zdziwiłam się. Najpierw przyprowadza mnie... Nawet sama nie wiem gdzie, mówi, że będzie mnie uczył, każe mi czarować, a teraz mówi, że mam wracać do domu.
- Po prostu. Kiedyś musicie pogadać, nie cieszysz się?
- Dlaczego mam się cieszyć ona...
- Tylko proszę, nie dawaj jakiegoś głupiego tekściku z serialu typu: "Ona zataiła przede mną prawdę. Nigdy jej tego nie daruję" - Przy ostatnich słowach zaczął robić "dramatyczne pozy". Zaczęłam się śmiać, aż chwyciłam się za brzuch i zgięłam się w pół. Patrzył na mnie z uśmiechem. - No więc idziesz?
- Jasne.
- To chodź za mną.
- A tak właściwie co to za miejsce?
- Nie ważne. - powiedział i się zatrzymał. - ważne, że jesteśmy razem - odwrócił się w moją stronę i chwycił mnie a ręce. Zaczął powoli się przybliżać. To było słodkie, ale nagle coś mi się przypomniało. Wyjęłam swoją dłoń, z jego i spróbowałam dotknąć jego ramienia. Moja ręka przeleciała na wylot, a on sam zaczął się rozmazywać i znikną.
- Brawo. - odezwał się prawdziwy Raphael za moimi plecami - ale skąd wiedziałaś, że to nie ja?
- Sam mówiłeś, że chologramy często się narzucają i są zboczone.
- A ja się nie narzucam i nie jestem zboczony? - uniósł jedną brew do góry. Pokiwałam przecząco głową. - Widać, ze znasz mnie jeden dzień - mrukną - idziesz? - zapytał głośniej
- Tak, ale najpierw wyjaśnij mi po co pokazujesz mi te chologramy? - spytałam i jednocześnie poszłam za nim do jakiejś dziwnej sali
- Muszę Ci pokazać, że nie zawsze możesz wszystkim ufać. - powiedział nie zatrzymując się - W przyszłości będziemy robić różne rzeczy - zastanowił się na chwilę - chyba najszybciej opanujesz podróż w czasie.
- po pierwsze "będziemy"? po drugie, jak to podróż w czasie?
- Po pierwsze na serio myślisz, że puszczą cię samą na normalną misję, po drugie potem się dowiesz. - teraz złap mnie a rękę. - powiedział i wyciągną do mnie rękę. Chwyciłam ją. - w tym pokoju możemy się teleportować. - nie zauważyłam, że przeszliśmy do kompletnie innego pomieszczenia. Było tutaj bardzo ciemno, nie widziałam gdzie jest podłoga, gdzie inne ściany ani nawet sufit. Spojrzałam w górę, a Raphael powędrował za moim wzrokiem - tak, ja też nie wiem czy tu jest sufit. Gotowa do pierwszej teleportacji? - zapytał. Pokiwałam, głową. W rzeczywistości nie byłam gotowa - lepiej zamknij oczy, przy pierwszej podróży naznaczony zawsze mdleje - zamknęłam je, a ostatnim co zapamiętałam była troska w oczach Raphaela. Potem straciłam przytomność.
- Wstawaj. - usłyszałam czyjś głos - szkoda nocy, chociaż w sumie nie wiem czy ten czas można zaliczyć do nocy... WSTAWAJ! - wrzasną. Momentalnie otworzyłam oczy.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam. To na pewno nie był mój dom. Dookoła było pełno drzew, ziemia była wilgotna, a ja zauważyłam, że nie stoję na własnych nogach. Raphael podtrzymywał mnie od tyłu swoją ręką. - Możesz mnie już puścić. - kiedy postawił mnie na nogi zapytałam znowu - gdzie jesteśmy?
- Niedaleko twojego domu. Musimy się kawałek przejść, portal nie do końca wypalił...
- Jak to nie wypalił, o co chodzi. Poza tym nie sądzę, żeby koło mojego domu rósł las, mieszkam tam przez całe moje życie a jakoś go nie zauważyłam...
- No i dlatego przydałyby ci się okulary, moja mała, ale nie martw się będę tu jakby co, a teraz - chwycił mnie za rękę i pociągną za sobą - musimy iść, jeśli chcemy zdążyć przed północą.... - zastanowił się chwilę - poza tym, na serio ci to tak przeszkadza, że zabieram cię na spacer po lesie wieczorem - zwolnił trochę kroku, ale nie puścił mojej ręki. - całkiem sporo przeszłaś, a teraz będzie jeszcze gorzej. Będziesz musiała porozmawiać ze swoją mamą...
- Najpierw mówisz żebym się nie martwiła bo ty tu jesteś, a potem sam sprawiasz, że się martwię. - przerwałam mu. Na parę sekund obydwoje zamilkliśmy
- Przepraszam. - powiedział w końcu. - ale musisz się na to przygotować. Ja przygotowywałem się przez większość swojego życia... a jestem od ciebie starszy, teraz poznałaś ledwie podstawy, z resztą nie pełne. Teraz będziesz musiała porozmawiać ze swoją mamą i się jej zapytać czemu to przed tobą ukrywała...
- Chwila, skoro ty się tyle przygotowywałeś, to czemu mnie też nie wzięli? - spytałam
- Bo ty o tym nie wiedziałaś. My też o tym nie wiedzieliśmy zawsze sama musisz poznać prawdę pierwsza, w tedy rozpoczynasz szkolenie.
- a co z tym wspólnego ma ten naszyjnik? - zapytałam i pokazałam na wisior który dostałam niedawno. Róża się zmieniła, nie była już cała biała, jeden płatek był czerwony. Raphael wziął go w ręce, zmarszczył brwi i powiedział:
- To jaskra. Każdy naznaczony go dostaję taką jeszcze przed przemianom. Ty jesteś ostatnia i dlatego ta róża - wskazał palcem na różyczkę na medalionie - stanie się cała czerwona kiedy będziesz musiała się przemienić. - zastanowił się przez chwilę - Kiedy ją dostałaś. Odziedzicza się ją, ty powinnaś dostać po Carolain...
- Ostatnio jak byłam w moim domu z Rose, usłyszałyśmy dzwonienie do drzwi. Kiedy poszłam otworzyć, nikogo nie było, tylko ta paczka i list.
- Co było w tym liście? - zapytał się i zaczęliśmy powoli iść
- Nie do końca pamiętam
- A masz ten list? - ciągną dalej
- Powinien być w domu. Było tam coś, w rodzaju "nie wpuszczaj kruków do siedziby..." O co chodzi z tymi krukami? - zapytałam.
- Po przemianie, możemy zmieniać się w zwierzęta. naznaczeni którzy przeszli na ciemną stronę zamieniają się w kruki, a my w białe gołębie.
- Tak to wiele wyjaśnia - powiedziałam bardziej do siebie niż do niego ale on i tak się zainteresował
- Na przykład..? - zapytał
- Kiedy była u mnie Grace, przyszedł po nią Phil, już wiem kto to więc nie musisz mi wyjaśniać. Po wyjściu z mojego domu, poszłam zobaczyć gdzie idą, ale ich już nie było, tylko dwa czarne kruki. To pewnie byli oni tylko się zmienili.
- Na pewno. Już jesteśmy. - powiedział i miał rację. Nawet nie zauważyłam jak wyszliśmy z tego ciemnego lasu. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam tylko pustą ulicę.
- Jak to...
- mówiłem, że przydałyby ci się okulary - przerwał mi i się zaśmiał - zmruż oczy. - poradził. Zrobiłam to co chciał, zmrużyłam oczy i spojrzałam znowu. Za nami był ogromny las, nie było nawet śladu ulicy.
- Ale... przecież...
- Wiem, wiem... Masz bardzo dużo pytań, ale popatrz jesteśmy już przy twoim domu. - pokazał na nasz wielki dom - Musisz porozmawiać z mamą, wie, że przyjdziesz więc czeka.
- Zgoda, porozmawiam z nią - przyznałam zrezygnowana - ale obiecaj, że odpowiesz. - powiedziałam
- Obiecuję - pochylił się i pocałował mnie w policzek. - idź już. - wszeptał
Odwróciłam się i poszłam do domu. Moja mama czekała w salonie.
- Evellin - na mój widok poderwała się z miejsca na kanapie, i pobiegła mnie uściskać - tak się o ciebie bałam - powiedziała
- Mamo, musimy porozmawiać
-Wiem. Zaraz ci wszystko wyjaśnię
Poszłyśmy do salonu, i usiadłyśmy na kanapie.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zaczęłam od razu pytać
- Evellin, ja sama nie wiele wiedziałam. To były trudne czasy, Car miała przejść przemianę. Mnie nie było przy niej tylko twoja ciocia... Tak właściwie ona więcej wiedziała niż ja... ohh Evellin, ja właściwie nie wiem nic. Praktycznie nic nie wiem o twojej mocy, nic! - opadła bezsilnie na oparcie kanapy - lepiej jeśli porozmawiasz z ciocią...
- A gdzie ona jest?
moja mama zamilkła
- Poszła do piekła, w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu.
_______________________________________________________________________
Mam nadzieje, że rozdział jest wystarczająco długi :) proszę o komentarze i dodawanie do obserwowanych ;D
czwartek, 26 grudnia 2013
czwartek, 19 grudnia 2013
Rozdział 8: Pierwsze lekcje
- Czego mnie będziesz uczyć? - spytałam - jak się czaruje?
Odsuną się ode mnie o parę kroków i zaczął migotać... Tak samo jak wypalona żarówka. Przestraszyłam się. Nie wiedziałam co mam robić i nawet nie musiałam się długo zastanawiać bo on znikną. Podeszłam do miejsca gdzie przed chwilą stał przede mną. Pomachałam ręką. Ona na prawdę znikną.
- To nie czary - usłyszałam jego głos za sobą. Odwróciłam gwałtownie - to po prostu technika.
-Co? O czym ty mówisz przed chwilą tutaj stałeś i....
- Nie ja, ale tak zwany "hologram", mam nadzieję że się nie narzucał, niektóre, potrafią być naprawdę zboczone. - uśmiechną się i odszedł parę kroków do mnie. - Ale wszystko co mówił, jeśli chodzi o to miejsce jest prawdą. Od dzisiaj obierasz, prywatne nielegalne lekcje magii... i nie tylko, ale do tego przejdziemy kiedy indziej.
- Zaraz, jak to "nielegalne"?
- ahh.. tak, Johnatan nie zgodził się... tak jakby - zastanowił si chwilkę - ale tak czy tak, masz te lekcje mała.
- Nie mów do mnie mała - powiedziałam
- To cię denerwuje mała? - zapytał i uśmiechną się pokazując rząd równych białych zębów - Musisz się wkurzyć jeśli chcesz czarować, mała
Posłałam mu groźne spojrzenie
- Przeginam, mała?
- za często powtarzasz mała, przestań - zażądałam stanowczo
- Dobrze wkurzyłaś się. - podszedł bliżej - teraz postawa. Stań prosto, ręce przed siebie. Dobrze - odsuną sie na parę kroków. - zamknij oczy. Pomyśl o czymś co cię na prawdę denerwuje.
- Masz na myśli siebie?
- Nie powiedziałem "myśl o kimś bosko przystojnym tak?" - zaśmiał się - Masz się zdenerwować mała. Skup się.
zamknęłam oczy, i coś poczułam. To było jak dziwne łaskotanie. W połowie łaskocze, w połowie piecze. Na początku było w okolicach płuc, potem przeszedł mnie dreszcz po rękach, od łokci po końce palców
- Rozchyl dłonie - powiedział to zrobiłam otworzyłam oczy. W moich dłoniach była kula, tak jakby naładowana prądem i ogniem. - Evellin Bell, jesteś gotowa podjąć nieoficjalne i kompletnie nie legalne szkolenie na czarownicę. Jesteś gotowa? Dodam że będę twoim nauczycielem więc pewnie na wstępnie powiesz "tak"?
Jest strasznie... Nie wiem jaki, arogancki, śmieszny i po prostu głupi... ale nawet go lubię, a myśl, że on może mnie nauczyć jak panować nad mocą dawały u mnie sprzeczne uczucia. Ale ja tego potrzebuje, potrzebuje magii, muszę dowiedzieć się jak ja kontrolować. "poza tym Raphael jest taki przystojny...ahhh.. jest też śmieszy, a do tego tak bardzo utalentowany..." - taka myśl pojawiła się w mojej głowie, ale równie szybko znikła. Ja tego nie pomyślałam, to nie ja.
- No i? zgadzasz się? - spojrzałam się na niego, i w końcu zrozumiałam co zrobił
- tak... jeśli przestaniesz grzebać w mojej głowie i wymyślać jakieś niestworzone historie na swój temat, to się zgadzam
__________________________________________________________
Mam nadzieje, że się podoba. Proszę o komentarze ;)
Odsuną się ode mnie o parę kroków i zaczął migotać... Tak samo jak wypalona żarówka. Przestraszyłam się. Nie wiedziałam co mam robić i nawet nie musiałam się długo zastanawiać bo on znikną. Podeszłam do miejsca gdzie przed chwilą stał przede mną. Pomachałam ręką. Ona na prawdę znikną.
- To nie czary - usłyszałam jego głos za sobą. Odwróciłam gwałtownie - to po prostu technika.
-Co? O czym ty mówisz przed chwilą tutaj stałeś i....
- Nie ja, ale tak zwany "hologram", mam nadzieję że się nie narzucał, niektóre, potrafią być naprawdę zboczone. - uśmiechną się i odszedł parę kroków do mnie. - Ale wszystko co mówił, jeśli chodzi o to miejsce jest prawdą. Od dzisiaj obierasz, prywatne nielegalne lekcje magii... i nie tylko, ale do tego przejdziemy kiedy indziej.
- Zaraz, jak to "nielegalne"?
- ahh.. tak, Johnatan nie zgodził się... tak jakby - zastanowił si chwilkę - ale tak czy tak, masz te lekcje mała.
- Nie mów do mnie mała - powiedziałam
- To cię denerwuje mała? - zapytał i uśmiechną się pokazując rząd równych białych zębów - Musisz się wkurzyć jeśli chcesz czarować, mała
Posłałam mu groźne spojrzenie
- Przeginam, mała?
- za często powtarzasz mała, przestań - zażądałam stanowczo
- Dobrze wkurzyłaś się. - podszedł bliżej - teraz postawa. Stań prosto, ręce przed siebie. Dobrze - odsuną sie na parę kroków. - zamknij oczy. Pomyśl o czymś co cię na prawdę denerwuje.
- Masz na myśli siebie?
- Nie powiedziałem "myśl o kimś bosko przystojnym tak?" - zaśmiał się - Masz się zdenerwować mała. Skup się.
zamknęłam oczy, i coś poczułam. To było jak dziwne łaskotanie. W połowie łaskocze, w połowie piecze. Na początku było w okolicach płuc, potem przeszedł mnie dreszcz po rękach, od łokci po końce palców
- Rozchyl dłonie - powiedział to zrobiłam otworzyłam oczy. W moich dłoniach była kula, tak jakby naładowana prądem i ogniem. - Evellin Bell, jesteś gotowa podjąć nieoficjalne i kompletnie nie legalne szkolenie na czarownicę. Jesteś gotowa? Dodam że będę twoim nauczycielem więc pewnie na wstępnie powiesz "tak"?
Jest strasznie... Nie wiem jaki, arogancki, śmieszny i po prostu głupi... ale nawet go lubię, a myśl, że on może mnie nauczyć jak panować nad mocą dawały u mnie sprzeczne uczucia. Ale ja tego potrzebuje, potrzebuje magii, muszę dowiedzieć się jak ja kontrolować. "poza tym Raphael jest taki przystojny...ahhh.. jest też śmieszy, a do tego tak bardzo utalentowany..." - taka myśl pojawiła się w mojej głowie, ale równie szybko znikła. Ja tego nie pomyślałam, to nie ja.
- No i? zgadzasz się? - spojrzałam się na niego, i w końcu zrozumiałam co zrobił
- tak... jeśli przestaniesz grzebać w mojej głowie i wymyślać jakieś niestworzone historie na swój temat, to się zgadzam
__________________________________________________________
Mam nadzieje, że się podoba. Proszę o komentarze ;)
niedziela, 1 grudnia 2013
Rozdział 7: Powrót do domu
Kiedy wróciłam do domu byłam kompletnie padnięta. Podczas lotu ledwie przytrzymywałam się rąk Seby. Dobrze, że mam w pokoju duże okno z balkonem inaczej chyba zasnęłabym od razu na kanapie. To był długi dzień, a dalej nie dostałam żadnych wyjaśnień. Przez resztę dnia robili mi jakieś głupie badania, pobieranie krwi itp. ale najdziwniejsze było "ćwiczenie silnej woli". Postawili przede mną zapaloną świeczkę, i kazali zgasić ją siłą woli. Bez dmuchania. Tylko miałam patrzeć na nią i się kompletnie skupić na zgaszeniu jej. Ani razu mi się nie udało, wszystkich zawiodłam. Położyłam się na łóżku.
- Eve... - odezwała się cicho Rose. - ... przepraszam.
usłyszałam trzepotanie skrzydeł. Otworzyłam oczy. Seba wyleciał, chyba chciał nas zostawić same
- Za co? - spytałam z prawdziwą ciekawością
- No wiesz, za to, że ci wcześniej nie powiedziałam i... ohhh! - krzyknęła - przepraszam, znowu, w anioła niedawno się zmieniłam, a już odczuwam ból sumienia za każdą krzywdę - spojrzała na mnie ze skruchą - Śpij dobrze. - powiedziawszy to wyleciała. Byłam kompletnie wyczerpana, ale co było dziwne nie chciało mi się spać. Oczy mi się nie kleiły. " To przez jakąś głupią adrenalinę? czy co? " - pomyślałam, i po chwili poczułam wibrowanie w kieszeni dżinsów.
Dziwne, numer nieznany
-Halo? - odebrałam
- Eve, tu Raphael - odezwał się głos po drugiej stronie
- A skąd ty do licha masz mój numer? - spytałam lekko zaspana
- Obudziłem cię? - zapytał z lekką, niemal niedosłyszalną skruchą w głosie
- Nie, jestem tylko trochę zmęczona, i głowa mnie piekielnie boli... Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie?
- Twoja przyjaciółka to niezła gaduła - odpowiedział z lekkim rozbawieniem
- Ahh... To już wiem za co mnie przed chwilą przepraszała - powiedziałam bardziej do siebie. - Przypomnij mi żebym ją udusiła.
"Albo przynajmniej zapytała czemu o mnie gadali - pomyślałam"
- No to mam złe wieści - odpowiedział z lekkim rozbawieniem w głosie - Gdybyś próbowała zabić anioła, sama byś siebie zabiła. Spróbujesz ją udusić, sama się udusisz.
- ugh... - jęknęłam - jeszcze więcej zasad. Głowa mi już od tego wszystkiego pęka!
- Chcesz się przejść? - zapytał
- Czemu pytasz? Kolejna zasada? - zaśmiałam się
- Nie. - tym razem głos dochodził ze strony mojego okna. Odwróciłam się i zobaczyłam Raphaela wchodzącego do mojego pokoju przez to samo wielkie okno. - Byłem w okolicy, i postanowiłem w paść. To jak?
Westchnęłam.
- Zgoda. - wstałam z łóżka i do niego podeszłam
- To chodź. - Chwycił mnie za rękę, i wyskoczył przez okno ciągnąc mnie za sobą.
- A gdzie my tak właściwie idziemy? - spytałam gdy byliśmy już na ziemi. Było całkiem ciemno, nie spodziewałam się, że jest tak późno.
- Zobaczysz... a może nie - uśmiechną się i przyciągną mnie do siebie. Z kieszeni wyją czarną chustkę, odwrócił mnie i zawiązał i nią oczy - nie podglądaj - szepną tuż koło mojego ucha, tak że przeszedł mnie dreszcz. Stop. Co? Przecież on mi się nie podoba. Chwycił mnie w tali i lekko popchną do przodu. Czułam że się rumienię. No może trochę. Był całkiem przystojny, starszy ode mnie i nawet zabawny... Ale na pewno ja mu się nie podobam. Przesuną kciukami po moim brzuchu. A może... Przeszedł mnie znowu ten miły dreszcz. Zorientował się co robi i szybko przestał, przez co w sumie się zasmuciłam
- Wybacz. - powiedział całkiem szczerze
- Nie ma sprawy - odpowiedziałam dalej się rumieniąc - Nie rozumiem po co mi ta chustka, i tak jest kompletnie ciemno....aaaa! - krzyknęłam, kiedy potknęłam o wystający korzeń drzewa, już myślałam, że upadnę kiedy poczułam jego silną dłoń, na swoim brzuchu. Postawił mnie na ziemi przed sobą - Niezły refleks - powiedziałam i zaczęłam rozwiązywać tą chustkę z tyłu głowy, ale nie dawałam rady. - Pomożesz? - zapytałam, i w tym samym momencie poczułam jego ciepłe dłonie w swoich włosach. Nachylił się do mnie tak że czułam jego oddech przy uchu - to tu. - szepną i się odsuną, zabierając chustkę z moich oczu. Minęła chwila zanim moje oczy przyzwyczaiły się do wielkiej jasności
- O Boże gdzie my jesteśmy? - zapytałam mrużąc oczy
Uśmiechną się i odpowiedział:
- Tutaj będę cię uczyć czarować... - podszedł bardzo blisko mnie - ... i nie tylko szepną.
- Eve... - odezwała się cicho Rose. - ... przepraszam.
usłyszałam trzepotanie skrzydeł. Otworzyłam oczy. Seba wyleciał, chyba chciał nas zostawić same
- Za co? - spytałam z prawdziwą ciekawością
- No wiesz, za to, że ci wcześniej nie powiedziałam i... ohhh! - krzyknęła - przepraszam, znowu, w anioła niedawno się zmieniłam, a już odczuwam ból sumienia za każdą krzywdę - spojrzała na mnie ze skruchą - Śpij dobrze. - powiedziawszy to wyleciała. Byłam kompletnie wyczerpana, ale co było dziwne nie chciało mi się spać. Oczy mi się nie kleiły. " To przez jakąś głupią adrenalinę? czy co? " - pomyślałam, i po chwili poczułam wibrowanie w kieszeni dżinsów.
Dziwne, numer nieznany
-Halo? - odebrałam
- Eve, tu Raphael - odezwał się głos po drugiej stronie
- A skąd ty do licha masz mój numer? - spytałam lekko zaspana
- Obudziłem cię? - zapytał z lekką, niemal niedosłyszalną skruchą w głosie
- Nie, jestem tylko trochę zmęczona, i głowa mnie piekielnie boli... Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie?
- Twoja przyjaciółka to niezła gaduła - odpowiedział z lekkim rozbawieniem
- Ahh... To już wiem za co mnie przed chwilą przepraszała - powiedziałam bardziej do siebie. - Przypomnij mi żebym ją udusiła.
"Albo przynajmniej zapytała czemu o mnie gadali - pomyślałam"
- No to mam złe wieści - odpowiedział z lekkim rozbawieniem w głosie - Gdybyś próbowała zabić anioła, sama byś siebie zabiła. Spróbujesz ją udusić, sama się udusisz.
- ugh... - jęknęłam - jeszcze więcej zasad. Głowa mi już od tego wszystkiego pęka!
- Chcesz się przejść? - zapytał
- Czemu pytasz? Kolejna zasada? - zaśmiałam się
- Nie. - tym razem głos dochodził ze strony mojego okna. Odwróciłam się i zobaczyłam Raphaela wchodzącego do mojego pokoju przez to samo wielkie okno. - Byłem w okolicy, i postanowiłem w paść. To jak?
Westchnęłam.
- Zgoda. - wstałam z łóżka i do niego podeszłam
- To chodź. - Chwycił mnie za rękę, i wyskoczył przez okno ciągnąc mnie za sobą.
- A gdzie my tak właściwie idziemy? - spytałam gdy byliśmy już na ziemi. Było całkiem ciemno, nie spodziewałam się, że jest tak późno.
- Zobaczysz... a może nie - uśmiechną się i przyciągną mnie do siebie. Z kieszeni wyją czarną chustkę, odwrócił mnie i zawiązał i nią oczy - nie podglądaj - szepną tuż koło mojego ucha, tak że przeszedł mnie dreszcz. Stop. Co? Przecież on mi się nie podoba. Chwycił mnie w tali i lekko popchną do przodu. Czułam że się rumienię. No może trochę. Był całkiem przystojny, starszy ode mnie i nawet zabawny... Ale na pewno ja mu się nie podobam. Przesuną kciukami po moim brzuchu. A może... Przeszedł mnie znowu ten miły dreszcz. Zorientował się co robi i szybko przestał, przez co w sumie się zasmuciłam
- Wybacz. - powiedział całkiem szczerze
- Nie ma sprawy - odpowiedziałam dalej się rumieniąc - Nie rozumiem po co mi ta chustka, i tak jest kompletnie ciemno....aaaa! - krzyknęłam, kiedy potknęłam o wystający korzeń drzewa, już myślałam, że upadnę kiedy poczułam jego silną dłoń, na swoim brzuchu. Postawił mnie na ziemi przed sobą - Niezły refleks - powiedziałam i zaczęłam rozwiązywać tą chustkę z tyłu głowy, ale nie dawałam rady. - Pomożesz? - zapytałam, i w tym samym momencie poczułam jego ciepłe dłonie w swoich włosach. Nachylił się do mnie tak że czułam jego oddech przy uchu - to tu. - szepną i się odsuną, zabierając chustkę z moich oczu. Minęła chwila zanim moje oczy przyzwyczaiły się do wielkiej jasności
- O Boże gdzie my jesteśmy? - zapytałam mrużąc oczy
Uśmiechną się i odpowiedział:
- Tutaj będę cię uczyć czarować... - podszedł bardzo blisko mnie - ... i nie tylko szepną.
sobota, 23 listopada 2013
Rozdział 6: czarne włosy
Kiedy dolecieliśmy, włosy zasłaniały mi cały widok
- Gdzie jesteśmy? - spytałam odgarniając włosy z twarzy
- To jest wasza kwatera - odpowiedział Sebastian - tutaj możecie się schronić kiedy dochodzi do przemiany
Odgarnęłam ostatnie kosmyki z twarzy i się rozejrzałam. Byłam w budynku przypominającym pałac, widziałam wielkie okna z witrażami i całą masę kolumn. Odwróciłam się i zobaczyłam wielkie okno przez które pewnie wlecieliśmy. Byłam na prawdę pod wrażeniem
- Ale tu jest pięknie - szepnęłam
- Chodź jeśli nie chcesz się spóźnić - powiedziała Rose - Czekają już na nas
- Kto?
- Raphael i inni ludzie którzy się tym zajmują
Szliśmy przez długie korytarze. Parę razy skręciliśmy, a ja po paru minutach kompletnie straciłam orientację. W końcu stanęli przed wielkimi drzwiami. Co najdziwniejsze były bez jakichkolwiek klamek.
- Komnato światła, obrończyni prosi o wejście - powiedział Rose mechanicznym głosem
- Komnato światła, kusiciel prosi o wejście - powiedział równie mechanicznym głosem Sebastian
I nagle w drzwiach pojawiły się wielkie złote klamki - za jedną chwyciła Rose za drugą Seba i weszliśmy do wielkiego pokoju. Był skromnie urządzony. Wielki stół z wieloma krzesłami zabierał wiele miejsca. ściany były białe i biły żywym blaskiem.
- Rasallin, Sebastianie i... - zająkną się mężczyzna w średnim wieku siedzący po środku stołu. W całej sali oprócz nas były tylko dwie osoby . Ten mężczyzna i chłopak który siedział po jego lewej. Miał długie, blond włosy sięgające mu do ramion, czarne oczy i wyglądał na jakieś osiemnaście lat. - ...Evellin, jak miło cię zobaczyć po tylu latach.
Oderwałam wzrok od chłopaka
- Przepraszam, ale czy my się kiedyś widzieliśmy?
- Na pewno tego nie pamiętasz, ale byłem przy twoich narodzinach. Jestem Jonathan Cole, i jak już mówiłem miło cię znowu widzieć. Wyrosłaś i... - zatrzymał wzrok na moich włosach, potem na oczach. Dziwnie się czułam kiedy tak bacznie mi się przyglądał - Rosallin, Sebastianie możemy porozmawiać? - Spojrzał na nich - w cztery oczy - dodał z naciskiem
- Oczywiście - odpowiedziała Rose, po czym wyszli z sali
- Dobra, to było dziwne - burknęłam do siebie
- Masz czarne włosy, dlatego rozmawiają - powiedział chłopak - gdybyś była blondynką zachowywaliby się inaczej - kontynuował - a tak na marginesie jestem Raphael - Podniósł się i podszedł do mnie z wyciągniętą ręką
- A ten sławny czarownik o którym mi tyle opowiadali? - wskazałam głową drzwi przez które wyszli - Eve.
Powiedziałam i uścisnęłam jego dłoń
- Nie zaraz taki sławny - uśmiechną się półgębkiem - Śmieszny, inteligentny i nieprzeciętnie przystojny tak, ale jeszcze nie sławny
Musiałam się uśmiechnąć
- O co chodzi z tym kolorem włosów? - zapytałam zmieniając temat, ten chłopak miał rację był na serio przystojny, a najgorsze jest to, że on sam wiedział jak bardzo.
- Po przejściu przemiany, zmieniają ci się włosy. Jak masz czarne oczy i czarne włosy, jesteś po stronie zła. Błękitne oczy i złote włosy, strona dobra. Ty jesteś niebieskooką brunetką a to tak jakbyś była.... kundlem
- Czy ty mnie właśnie porównałeś do psa? - uśmiech znikną z mojej twarzy tak szybko jak się pojawił
- Chodziło mi o to, że nie jesteś, ani dobra, ani zła - powiedział również bez uśmiechu
- Dobrze, ale przecież jeszcze nie przeszłam przemiany. Tosie chyba może zmienić. Tak samo jak Carolain, była blondynką,a podobno jest "zła"
- U nas to się nie zmienia - odpowiedział - Jestem tego najlepszym przykładem
- To ile ty masz lat? Przeszedłeś już przemianę? - zapytałam
- Mam osiemnaście lat. Każdy kto jest czarownikiem w męskiej linii jest o dwa lata starszy od żeńskiej. I tak przeszedłem już, przemianę
- A na czym ona... - chciała się zapytać na czym polega to wszystko ale w tym samym momencie do pokoju weszli Rose, Seba i John
- Widzę, że się zapoznaliście? - powiedział pan John patrząc na nasze ręce których jeszcze nie puściliśmy. Raphael pospiesznie cofną rękę. Odchrząkną i zaczął mówić:
- Tak... Czy coś wiadomo?
- Tak. Ale o tym porozmawiamy kiedy indziej. Choć Evellin, za niedługo się wszystkiego dowiesz.
_________________________________________________________________________
No i skończyłam. Następny rozdział ukaże sie mniej wiećej za dwa tygodnie jak będę miała chwilę czasu.
Mój nowy blog: http://twoj-aniol-stroz.blogspot.com/ :)
- Gdzie jesteśmy? - spytałam odgarniając włosy z twarzy
- To jest wasza kwatera - odpowiedział Sebastian - tutaj możecie się schronić kiedy dochodzi do przemiany
Odgarnęłam ostatnie kosmyki z twarzy i się rozejrzałam. Byłam w budynku przypominającym pałac, widziałam wielkie okna z witrażami i całą masę kolumn. Odwróciłam się i zobaczyłam wielkie okno przez które pewnie wlecieliśmy. Byłam na prawdę pod wrażeniem
- Ale tu jest pięknie - szepnęłam
- Chodź jeśli nie chcesz się spóźnić - powiedziała Rose - Czekają już na nas
- Kto?
- Raphael i inni ludzie którzy się tym zajmują
Szliśmy przez długie korytarze. Parę razy skręciliśmy, a ja po paru minutach kompletnie straciłam orientację. W końcu stanęli przed wielkimi drzwiami. Co najdziwniejsze były bez jakichkolwiek klamek.
- Komnato światła, obrończyni prosi o wejście - powiedział Rose mechanicznym głosem
- Komnato światła, kusiciel prosi o wejście - powiedział równie mechanicznym głosem Sebastian
I nagle w drzwiach pojawiły się wielkie złote klamki - za jedną chwyciła Rose za drugą Seba i weszliśmy do wielkiego pokoju. Był skromnie urządzony. Wielki stół z wieloma krzesłami zabierał wiele miejsca. ściany były białe i biły żywym blaskiem.
- Rasallin, Sebastianie i... - zająkną się mężczyzna w średnim wieku siedzący po środku stołu. W całej sali oprócz nas były tylko dwie osoby . Ten mężczyzna i chłopak który siedział po jego lewej. Miał długie, blond włosy sięgające mu do ramion, czarne oczy i wyglądał na jakieś osiemnaście lat. - ...Evellin, jak miło cię zobaczyć po tylu latach.
Oderwałam wzrok od chłopaka
- Przepraszam, ale czy my się kiedyś widzieliśmy?
- Na pewno tego nie pamiętasz, ale byłem przy twoich narodzinach. Jestem Jonathan Cole, i jak już mówiłem miło cię znowu widzieć. Wyrosłaś i... - zatrzymał wzrok na moich włosach, potem na oczach. Dziwnie się czułam kiedy tak bacznie mi się przyglądał - Rosallin, Sebastianie możemy porozmawiać? - Spojrzał na nich - w cztery oczy - dodał z naciskiem
- Oczywiście - odpowiedziała Rose, po czym wyszli z sali
- Dobra, to było dziwne - burknęłam do siebie
- Masz czarne włosy, dlatego rozmawiają - powiedział chłopak - gdybyś była blondynką zachowywaliby się inaczej - kontynuował - a tak na marginesie jestem Raphael - Podniósł się i podszedł do mnie z wyciągniętą ręką
- A ten sławny czarownik o którym mi tyle opowiadali? - wskazałam głową drzwi przez które wyszli - Eve.
Powiedziałam i uścisnęłam jego dłoń
- Nie zaraz taki sławny - uśmiechną się półgębkiem - Śmieszny, inteligentny i nieprzeciętnie przystojny tak, ale jeszcze nie sławny
Musiałam się uśmiechnąć
- O co chodzi z tym kolorem włosów? - zapytałam zmieniając temat, ten chłopak miał rację był na serio przystojny, a najgorsze jest to, że on sam wiedział jak bardzo.
- Po przejściu przemiany, zmieniają ci się włosy. Jak masz czarne oczy i czarne włosy, jesteś po stronie zła. Błękitne oczy i złote włosy, strona dobra. Ty jesteś niebieskooką brunetką a to tak jakbyś była.... kundlem
- Czy ty mnie właśnie porównałeś do psa? - uśmiech znikną z mojej twarzy tak szybko jak się pojawił
- Chodziło mi o to, że nie jesteś, ani dobra, ani zła - powiedział również bez uśmiechu
- Dobrze, ale przecież jeszcze nie przeszłam przemiany. Tosie chyba może zmienić. Tak samo jak Carolain, była blondynką,a podobno jest "zła"
- U nas to się nie zmienia - odpowiedział - Jestem tego najlepszym przykładem
- To ile ty masz lat? Przeszedłeś już przemianę? - zapytałam
- Mam osiemnaście lat. Każdy kto jest czarownikiem w męskiej linii jest o dwa lata starszy od żeńskiej. I tak przeszedłem już, przemianę
- A na czym ona... - chciała się zapytać na czym polega to wszystko ale w tym samym momencie do pokoju weszli Rose, Seba i John
- Widzę, że się zapoznaliście? - powiedział pan John patrząc na nasze ręce których jeszcze nie puściliśmy. Raphael pospiesznie cofną rękę. Odchrząkną i zaczął mówić:
- Tak... Czy coś wiadomo?
- Tak. Ale o tym porozmawiamy kiedy indziej. Choć Evellin, za niedługo się wszystkiego dowiesz.
_________________________________________________________________________
No i skończyłam. Następny rozdział ukaże sie mniej wiećej za dwa tygodnie jak będę miała chwilę czasu.
Mój nowy blog: http://twoj-aniol-stroz.blogspot.com/ :)
wtorek, 5 listopada 2013
Rozdział 5 : Raphael
Usiadłam skołowana na kanapę. No dobra, moja kuzynka która umarła na moich oczach pewnie jeszcze żyje, demony opanowały mój mózg, moi przyjaciele to demon i anioł, a ja jestem czarownicą chyba już nic mnie nie zaskoczy...
- Car, też jest czarownicą - powiedziała Rose
... No dobra może prawie nic.
- Jak to jest? Ona jeszcze żyje? - spytałam
- Tak. Posłuchaj najlepiej jeśli opowiemy ci całą historię od początku - odpowiedział Sebastian - A więc, na świecie istnieją ludzie obdarzeni mocami, oni są po prostu inni. Mają moc, zwykła moc, władają nad żywiołami, i nie tylko. Tacy ludzie to po prostu czarownicy. Są też, jak już zauważyłaś, anioły i demony ale to inna bajka. Czarownicy tworzą krąg złożony z 12 osób, 6 kobiet, 6 mężczyzn. Z czego większość już nie żyje. Jak na razie żyjecie tylko ty, Carolain, Phil i Raphael...
- Kto to Raphael? i zaraz, Phil też jest czarownikiem? - przerwałam mu
- Tak, Phil jest czarownikiem i Raphael też z resztą - wyciągnęła telefon z kieszeni - zaraz do niego zadzwonię, i po proszę aby sie z tobą spotkał
- Dobrze... - nie byłam pewna czy mam się cieszyć czy bać
- No więc kontynuując, czarownicy mogą być źli i dobrzy, Zazwyczaj w dniu swoich 16 urodzin, naznaczony - czyli ktoś taki jak ty - przychodzi przeminę, a fachowo w obdarzonego, dostaje moc itp. Car, Phil i Raphael już wybrali. Tylko różnica jest taka że Phil i Car są po stronie ciemności, a Raphaeal światła... Wszyscy czekają na twoje urodziny... - powiedział Sebastian
- Ale dlaczego? - zapytałam
- Bo jesteś ostatnia z 12, jesteś najpotężniejsza. Jeśli staniesz po stronie światłą nasze moce się wzmocnią, jeśli nie... - wzruszył ramionami - pa, pa ziemio.
- Na pewno taka nie będę!
- To natura o tym decyduje nie ty - wyjaśniła Rose
- Ale nawet jakbym stanęła po stornie ciemności to...
- Najłatwiej jest to wyjaśnić na przykładzie - przerwała mi Rose - Oglądałaś chyba "piękne istoty"?
- Tak, nawet razem to oglądałyśmy Rose.
- To tak samo działa - wyjaśniła
- Przynajmniej mniej więcej, a teraz się zbieraj musimy lecieć. - Odpowiedział Seb
- Ale do kąd? - byłam zupełnie zdezorientowana. Tak bardzo, że nawet nie zwróciłam uwagi na to że powiedział "lecieć"
- Do Raphaela, czeka w kwaterze.
- A co to jest.... - nie zdążyłam zapytać bo Seba i Rose wysunęli skrzydła. Sebastian chwycił mnie w pasie i wylecieliśmy przez okno
____
Wiem wiem. Bardzo długo nie pisałam ale no cóż.... Przeprowadzka, zmiana szkoły i jeszcze muszę łapać internet bo jakoś przestaje działać ;/ ale obiecuję poprawę ;)
- Car, też jest czarownicą - powiedziała Rose
... No dobra może prawie nic.
- Jak to jest? Ona jeszcze żyje? - spytałam
- Tak. Posłuchaj najlepiej jeśli opowiemy ci całą historię od początku - odpowiedział Sebastian - A więc, na świecie istnieją ludzie obdarzeni mocami, oni są po prostu inni. Mają moc, zwykła moc, władają nad żywiołami, i nie tylko. Tacy ludzie to po prostu czarownicy. Są też, jak już zauważyłaś, anioły i demony ale to inna bajka. Czarownicy tworzą krąg złożony z 12 osób, 6 kobiet, 6 mężczyzn. Z czego większość już nie żyje. Jak na razie żyjecie tylko ty, Carolain, Phil i Raphael...
- Kto to Raphael? i zaraz, Phil też jest czarownikiem? - przerwałam mu
- Tak, Phil jest czarownikiem i Raphael też z resztą - wyciągnęła telefon z kieszeni - zaraz do niego zadzwonię, i po proszę aby sie z tobą spotkał
- Dobrze... - nie byłam pewna czy mam się cieszyć czy bać
- No więc kontynuując, czarownicy mogą być źli i dobrzy, Zazwyczaj w dniu swoich 16 urodzin, naznaczony - czyli ktoś taki jak ty - przychodzi przeminę, a fachowo w obdarzonego, dostaje moc itp. Car, Phil i Raphael już wybrali. Tylko różnica jest taka że Phil i Car są po stronie ciemności, a Raphaeal światła... Wszyscy czekają na twoje urodziny... - powiedział Sebastian
- Ale dlaczego? - zapytałam
- Bo jesteś ostatnia z 12, jesteś najpotężniejsza. Jeśli staniesz po stronie światłą nasze moce się wzmocnią, jeśli nie... - wzruszył ramionami - pa, pa ziemio.
- Na pewno taka nie będę!
- To natura o tym decyduje nie ty - wyjaśniła Rose
- Ale nawet jakbym stanęła po stornie ciemności to...
- Najłatwiej jest to wyjaśnić na przykładzie - przerwała mi Rose - Oglądałaś chyba "piękne istoty"?
- Tak, nawet razem to oglądałyśmy Rose.
- To tak samo działa - wyjaśniła
- Przynajmniej mniej więcej, a teraz się zbieraj musimy lecieć. - Odpowiedział Seb
- Ale do kąd? - byłam zupełnie zdezorientowana. Tak bardzo, że nawet nie zwróciłam uwagi na to że powiedział "lecieć"
- Do Raphaela, czeka w kwaterze.
- A co to jest.... - nie zdążyłam zapytać bo Seba i Rose wysunęli skrzydła. Sebastian chwycił mnie w pasie i wylecieliśmy przez okno
____
Wiem wiem. Bardzo długo nie pisałam ale no cóż.... Przeprowadzka, zmiana szkoły i jeszcze muszę łapać internet bo jakoś przestaje działać ;/ ale obiecuję poprawę ;)
sobota, 19 października 2013
Opóźnienie
Mam sporę opóźnienie z rozdziałami, i za to przepraszam - za niedługo dodam nowy rozdział - przysięgam ;)
niedziela, 22 września 2013
Rozdział 4 : Cała prawda?
- Rose, co
się tutaj dzieje! – krzyknęłam – „ już czas”? o co tutaj chodzi? Nie wymigasz
się tym razem…
- I nie
zamierzam, tylko chodź do środka i nie krzycz tak wszystko ci wyjaśnię –
powiedział ciszej
Weszłam za nią
do domu. Wyłączyłyśmy muzykę i usiadłyśmy na fotelach w salonie.
- A więc…? –
zapytałam się – jak jest prawda…
- Wiem że
jesteś chrześcijanką – powiedziała jakby nie wiedziała co ma mówić. – Wierzysz
że na górze jest niebo z aniołami a na dole piekło z demonkami..
- Dobra nie
przesadzaj. – powiedziałam
- Okej, ale
to nie zmienia faktu że tylko niektórzy ludzie wiedzą że jest coś więcej… My to
nazywamy strefą przyziemną.
- „my”? –
powiedziałam zdziwiona
-my. –
odpowiedział i zrobiła coś tak niewyobrażalnego że nikt by mi nie uwierzył.
Zanim zdążyłam coś powiedzieć, rozłożyła skrzydła. Były bardzo białe, całe
zrobione z piór, bił od nich blask. Zdziwiłam się – i to bardzo.
- Ja i Seba
należymy do tej strefy. – powiedziała
- Słucham
Sebastian on też jest… tym – odpowiedziałam, nie mogłam powiedzieć wprost słowa
„anioł” to nie możliwe
- On nie
jest aniołem. Wytłumaczę ci wszystko od początku. Pamiętasz 16 urodziny Carolain?
- Tak.
- Opowiedz
co pamiętasz.
- Była
impreza. Dostała parę prezentów, w tym taki sam medalion. Potem ubrała się w
jakąś dziwną starą i piękną suknie i gdzieś wyszła… Ja zostałam, następnego
dnia wróciła… i…
- Nie
wróciła. To złudzone wspomnienia. Od tamtej chwili nie widziałaś jej ani razu.
Zrobiłam
zdziwioną minę.
- Ale zaraz…
A ten wypadek?
-Powiedz co
pamiętasz…
- W skrócie,
Wyszłyśmy na imprezę, potańczyłyśmy i miałyśmy wracać. Dała mi poprowadzić
auto… W pewnym momęcie straciłam nad nim kontrolę i wypadłyśmy z trasy,
straciłam przytomność obudziłam się do góry nogami, z licznymi ranami. Caroline
siedziała na miejscu kierowcy. Była martwa – ostatnie zdania ledwo przeszły mi
przez gardło. To okropne i nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłabym żeby
przeżył coś takiego.
- To było
inaczej. To działo się inaczej. Oni chcieli żebyś się obwiniała za śmierć
kuzynki…
-Oni?
- Demony
- co?
- Pytałaś
mnie o Sebę, on w pewnym sensie jest demonem, tylko innej strefy… - wzięła
głęboki oddech i patrząc na moją zdziwioną minę zaczęła od nowa – A więc
powiedzmy że ziemia to płaska linia, na górze aniołki a na dole demonki… Ale
jest jeszcze przestrzeń pomiędzy nimi, to jest strefa przyziemna, górna dla
aniołów dolna dla demonów tyle że pół-krwi, teraz rozumiesz?
- Czyli ty
jesteś aniołem pół-krwi a Seb jest demonem pół-krwi?
- Tak, a
teraz najlepsze… Seba to mój brat
Zatkało
mnie. Patrzyłam na nią jak na wariata – czego można było się spodziewać po tym
co przed chwilą powiedziała.
- aha…. Okej
Rose to już przestaje być zabawne – tylko tyle wydukałam
- Ona ma
rację, to ani trochę nie jest śmieszne – usłyszałam za plecami, kiedy się
odwróciłam zobaczyłam Sebastiana stał na parapecie dużego okna. Za nim rozciągały
się czarno-złote skrzydła. – Nigdy bym się nie przyznawał że jesteś moją
siostrą, a ty ot tak musiałaś jej wypaplać.
- Powinna
znać prawdę.
Nienawidzę
gdy ktoś mówi o mnie w trzeciej osobie dlatego przerwałam tę głupią gadkę
- Ona jest
totalnie zdezorientowana! I chce wiedzieć o co tutaj chodzi!
- Sprytna
jesteś – powiedział z uśmiechem Seb – może przejdź lepiej do tego kim jest –
tym razem zwrócił się do Rose
- A kim
jestem? – zapytałam, nie wiedząc czy chce znać odpowiedź
-
Czarownicą. – powiedziała po prostu. Nie jednak wolałabym nie znać odpowiedzi.
wtorek, 10 września 2013
Rozdział 3: Medalion
- Czego
tutaj szukasz! – Krzyknęłam, miałam tego po wyżej uszu… Na moich oczach ginie
moja kuzynka, potem jakiś tajemniczy kompletnie nieznany mi facet jest na jej
pogrzebie, a teraz stoi jakby niby nic przed drzwiami mojego domu i pyta o nią…
-
Powiedziałem. Chce się zobaczyć z… - spojrzał nad moim ramieniem, nie musiałam
się dwa razy zastanawiać, wiedziałam kto tam stoi – z Grace.
- Mówiłeś o
Carolain – wyszeptałam
- Hej! – Powiedziała
z uśmiechem Grace – Eve to jest mój… przyjaciel, Phill.
- Miło mi,
przyszedłem bo widziałem że Grace tutaj wchodzi, a miała dzisiaj przyjść i
pomóc nam. – powiedział do mnie uśmiechając się
„Nam”?– Zastanowiłam
się – w tedy za moimi plecami pojawiła się Rose
- W takim
razie lepiej żeby już poszła, prawda? – Powiedziała, zwracając się prosto do Philla.
- Okej, to
ja już idę. Pa Rose, do zobaczenia Eve – odpowiedziała Grace, mrugnęła do mnie
jednym okiem i wyszła. Od razu pobiegłam na pierwsze piętro, był tam jeden
punkt obserwacyjny. Było widać i słychać większość rzeczy jakich działa się na
podwórku.
- Eve, gdzie
tak pędzisz? – Spytała Rose goniąc za mną
- Czy nie
wydaje ci się to ani trochę dziwne? Najpierw Carolain umiera, potem do szkoły
przychodzi dziewczyna która wygląda tak samo…
- Prawie tak
samo! Przesadzasz – przerwała mi Grace – od tak zaczęłaś wierzyć w duchy?
- Nie,
albo…. Może, nie wiem co o tym myśleć różni się tylko tym że Car była
niebieskooką blondynką a ona jest czarnooką brunetką. – Kiedy to powiedziałyśmy
dotarłyśmy do punktu obserwacyjnego. Nie
było ich. Zostały tylko dwa czarne kruki.
- Nie świruj
eve! – Krzyknęła po raz dziesiąty Rose – Grace to nie Carolain! Ty też jesteś
brunetką, i masz na dodatek niebieskie oczy, takie jak Car. Może to ty jesteś
jej duchem który nas nawiedza co?! – Powiedziała z oburzeniem
- Nie
świruje, ona mi ją tak przypomina… A ten jej „przyjaciel”? Widziałam go, był na
pogrzebie Carolain!
- Na serio?!
Dziewczyno! Chcesz mam numer do poradni psychologicznej, wystarczy jeden
telefon….
-
Oczywiście, pójdę do psychologa i powiem że jestem mordercą!
- Wcale nie
jesteś! To nie twoja wina, naprawdę. – Tym razem ściszyła głos – wiem, że
tęsknisz. Byłyście tam razem, ja nie mogę powiedzieć jasno i otwarcie że to
wina twoja lub, jej. – Powiedział spokojnie i po woli. Ciągle byłyśmy w punkcie
widokowym, przez jakieś 5 minut żadna z nas się nie odzywała, a w końcu ją mnie
olśniło
- Rose,
jakim cudem ten facet wiedziała gdzie mieszkam?
-
Powiedział, widział jak Grace tutaj wchodzi.
- To
dlaczego my nikogo nie widziałyśmy, kiedy tutaj szłyśmy lub, po prostu czemu
nie podszedł do niej kiedy z nami szła?
- Nie wiem,
może myślał że chce nas tylko podprowadzić, lub…
- Albo
wiedział, gdzie jest mój dom i wiedział że jest w nim Grace – ciągle mówiłyśmy
pomału i dość cicho
- Na to samo
wychodzi.
- Nie… A te
kruki? Czemu nie widzieliśmy ich tylko dwa czarne kruki?
- Kruki, tak
jak i inne ptaki mają skrzydła. Mozgą latać gdzie chcą…
- Ale nikogo
innego nie widziałyśmy tylko te dwa ptaki. Dlaczego?! – Powiedziałam nieco
głośniej
- a czemu
się pytasz mnie, dlaczego sama nie zapytasz o to Grace?!
- Bo wiem że
coś ukrywasz, nie wiem co, ale na pewno coś… Tylko co – spuściłam wzrok na
podłogę – Rose, jesteś moją przyjaciółką, a ja na serio nie chcę powtarzać tych
pustych bzdur z seriali typu „ nigdy nie miałaś przede mną sekretów, a teraz
czuję jakbyśmy się oddalały od siebie…” bla, bla , bla. Ale tak jest. Ty coś
ukrywasz a przez to ciągle się kłócimy. – Ostatnie zdanie wymówiłam z lekkim
żalem w głosie, a w tedy stało się coś czego nawet się nie spodziewałam. Rose
uśmiechnęła się, i powiedziała:
- No to po
co ja tutaj jestem, co?! Robimy prywatkę! Dwuosobową imprezę – uśmiechnęła się
jeszcze szerzej, i czekała na moją reakcje.
- Ta impreza
nie zwalnia cię z tego że masz mi wszystko powiedzieć, odpowiedziałam kiedy już
szłyśmy do salonu.
Puściłyśmy
na cały dom muzykę wzięłyśmy szczotki ( oczywiście to były nasze mikrofony) i
zaczęłyśmy śpiewać „Faster” Sofi de la torre. Ta piosenka zawsze poprawiała nam
humor, i była jedną z naszych ulubionych. Jednak wiedziałam że coś jest nie tak.
Podeszłyśmy do ogromnej szafy która stała w salonie. Tam zawsze były chowane
boa, maski i wszystko co można by włożyć na karnawał. Zaczęłyśmy się przebierać
w maski i szale i jednocześnie śpiewałyśmy:
„It's gotta
be faster, faster
Harder,
harder
A better
version of me…”
I w tym Momocie
zadzwonił dzwonek do drzwi.
- No kto to
znowu – powiedziałam mało entuzjastycznie, przyciszyłam muzykę i w srebrnej
masce na pół twarzy i z różowym boa na szyi poszłam otworzyć drzwi. Nikogo nie
było. Stała tam tylko mała paczuszka i list z napisem „eve”, to było dziwne ale
ciekawość wzięła góry. Otworzyłam list:
Droga Eve!
Ten list
jest tylko ostrzeżeniem. Uważaj na wszystko co widzisz, na wszystko co czytasz,
i na wszystkie ptaki jakie zauważysz. Szczególnie niebezpieczne są czarne kruki.
Mam nadzieję że nie obchodziłaś jeszcze urodzin, i że się nie spóźniłam, a w
szczególności, że nie zapieczętowałaś swojego przeznaczenia czarodziejko. Twój
anioł nad tobą czuwa, będziesz bezpieczna póki nie wpuścisz kruków do siedziby.
Ten list był
strasznie dziwny. Czarne kruki? Widziałam je dzisiaj, może to głupi żart.
Odwinęłam paczuszkę i zauważyłam medalion. Był złoty, był na nim biała róża.
Podniosłam go wyżej, nie ma wątpliwości – taki sam dostała Carolain na swoje szesnaste
urodziny, pamiętam jak jej w tedy zazdrościłam, szczególnie że ona w cale nie
była szczęśliwa pamiętam co mówiła „ Kiedyś też dorośniesz, uważaj na siebie, przeznaczenie
zadecyduje po której stronie będziesz stała” Przeznaczenie? I w tym samym Momocie
za mną pojawiła się Rose w białym boa.
- O co tutaj
chodzi? – Zapytałam się jej
-A więc już
czas – powiedziała nie odwracając oczu od medalionu...
__________________________________________________________________________________
Mam taką małą prośbę. Rozumiem że to przypomina ( lub przypominało) W czeluściach podziemia , ale to w ogóle nie będzie podobne. Rozumiem, śmierć, facet który był na jej pogrzebie, to że ona się pojawia. Ale to tak jakbyście porównywali książki. Np. W zmierzchu dziewczyna spotyka wampira i się w nim zakochuje choć nie wie czym jest; w pamiętnikach wampirów: dziewczyna spotyka wampira i się w nim zakochuje; i co tutaj też powiecie że autorki od siebie ściągały? To mój blog, mój styl pisania... I wiem może trochę za duże halo robię wokół jednego komentarza - ale nie lubię jak ludzie piszę do mnie że ściągam kiedy ja staram się pisać ile wlezie i w miarę co jakieś 2 tyg. wstawiać te rozdziały, a ktoś mi piszę że ja po prostu ściągam całą historię -.-' ( nawet gdybym chciała coś ściągnąć, na pewno nie byłby to blog z jakimiś 6000 odsłon, kiedy ja też go czytam i zostawiam komentarze - w których są moje blogi i każdy może zobaczyć jaka by była ze mnie papuga -,-)
+ Proszę o komentarze, nawet takie że np. Trochę za nudne - krytykę przyjmę i coś poprawię
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
Rozdział 2 : Spotkanie
Na matematyce nie było aż tak
tragicznie. Usiadłam z boku, jako „cicha myszka” i pani Jaquel mnie nie
spytała, dobrze to wiedziałam – i ona zresztą też, że jestem nogą z matmy, więc
tym lepiej. Przez całą lekcje Grace się na mnie dziwnie gapiła – nawet nie
musiałam zaglądać, co 2 minuty po prostu czułam na sobie jej wzrok. Zamyśliłam
się i siedziałam jak tępa.
- Panno Bel, proszę pokazać mi
zeszyt i to, co pani zdążyła zanotować! – Powiedziała niespodziewanie matematyczka,
podchodząc do jej biurka zdążyłam zerknąć na zeszyt, nie było tylko ostatnich 2
przykładów. Uff! Jestem uratowana.
-Dobrze, dobrze – mruczała coś
pod nosem – a teraz chodź i rozwiąż ostatni przykład na…
Przerwał jej dzwonek. Dziś jest
chyba mój szczęśliwy dzień! Oddała mi zeszyt i w milczeniu opuściła salę
- Eve! – Zawołała mnie Rose po
ostatniej lekcji – nareszcie cię znalazłam. Posłuchaj jest impreza…
-Nie! – Przerwałam jej, nie chce
imprezować… Śmierć Carolain, głupie poczucie winy, tego już za wiele – nie chce
imprezować, a ty doskonale wiesz, czemu… Wolę ochłonąć dziwnie się czuję… -
powiedziałam zgodnie z prawdą i w tym samym Momocie podszedł do nas Seba z…
Grace
- Hejka dziewczyny – powiedział podchodząc,
– co się dzieje?
- Nic konkretnego, chciałam przekonać,
Eve żeby poszła z nami na tę imprezę – odpowiedziała z uśmiechem Rose – a my
się chyba nie znamy? Jestem Rose, a to Eve – tym razem powiedziała do Grace
- Grace – powiedziała nie
spuszczając oczu ze mnie Grace, to nie możliwe żeby aż tak przypominała
Carolain, tylko te oczy, to nawet nie były oczy tylko czarne dziury, ale
mogłabym nawet zakładać, że to duch Car, która mnie nawiedza za to, co się
stało… Ten wypadek samochodowy wszystko zaczął, to ja prowadziłam nie ona,
tylko nie mogłam o tym nikomu powiedzieć. Wiedziałam to tylko ja i Rose…
- … No, co ty na to Eve? – Spytał
Seb
- co? Co? – Powiedziałam niezorientowana
- Zapytałem, co ty na to żeby
Grace poszła z nami na imprezę, będzie na serio fajnie, pokażemy jej miasto,
pozna nowych ludzi. No nie daj się prosić – powiedział Sebastiano
- No okej niech wam będzie –
uśmiechnęłam się i poszłam za nimi. Nagle coś przyszło mi do głowy – wiesz
Grace, nie mówisz jak Francuzka
Zobaczyłam w jej oczach
zakłopotanie
- yyy…. Tak, moja rodzina przez
pewien czas mieszkała w Francji, ale mam Polskie korzenie – uśmiechnęła się.
Nie kupiłam tej bajeczki.
- Może pójdziemy do ciebie Eve,
twoja mama pewnie znów pracuje będziemy mogli przygotować się na imprezę. –
Zaproponowała błagalnie Rose
„O NIE! Mam tego ducha Car
wpuścić do domu, nigdy w życiu, prędzej umrę” – miałam te słowa na końcu języka,
ale wyszło…
- Taa. To nie taki zły pomysł –
uśmieszek – ale ocś wątpię żeby Sebastiano był zainteresowany makijażem i 2
godzinnym przeglądaniem ciuchów.
- co racja to racja – powiedział
na to Sebastiano i podszedł do swojego motoru – Ja jadę do domu! Spotkamy się
na imprezie – krzykną zanim odjechał
- Jej dom jest ogromny – zaczęła gadać Rose –
jakieś 3 piętra, w każdym, po co najmniej 10 pokoi, nawet ostatnie piętro to u
nich nic innego jak składzik. Mieszka tam tylko Eve i jej rodzice…
Zamyśliłam się, mój dom był spory i na serio
zajmowaliśmy tylko 2 piętra. Ale kiedy Rose to opowiadała, a zdarzało się to
coraz częściej, czułam jakby mówiła o kompletnie nieznanym mi miejscu…
- … ale wyprowadziła się po śmierci Carolain
– usłyszałam Rose
- Eve, kto to Carolain? – Zapytała się
życzliwym głosem Grace
„Jakbyś nie wiedziała…” – od razu pomyślałam
- Moja kuzynka. Zginęła w wypadku samochodowym,
którego byłam świadkiem, ledwo sama przeżyłam… Była o 2 lata starsza, miała
tylko 18 lat – To ostatnie, wymruczałam, w moich oczach pojawiły się łzy. – Ale
czuję się na serio wyśmienicie – znów najsztuczniejszy i największy uśmiech,
jaki stosowałam coraz częściej.
- To dobrze, że nie opłakujesz jej przez cały
czas… - powiedziała, a jej czarne oczy zabłyszczały – Ona pewnie by chciała, żebyś
czuła się świetnie i żebyś dla niej nie płakała – w tym Momocie jak mówiła te
słowa, zaczęło dziać się coś dziwnego… Momentalnie poczułam się o wiele lepiej,
a łzy, które jeszcze przed sekundą jeszcze kłębiły się w kącikach moich oczu, …
wyparowały. Spojrzałam pytająco na Grace, a ta się do mnie uśmiechnęła
- No witamy
w hrabstwie Bellów – powiedziała znaczącym tonem Rose – Prawda, że robi
wrażenie?
- Duży dom
Eve – tym razem głos zabrała Grace – bardzo ładny.
- Dzięki,
rozgośćcie się w salonie, ja przyniosę coś do picia. – Wskazałam na drzwi
prowadzące do dużego pokoju urządzonego jak salon.
Ja poszłam
do kuchni nalałam do 3 szklanek mrożonej herbaty i poszłam do salonu.
- Mrożona
herbata. – Powiedziałam do dziewczyn niosąc tackę ze szklankami
- Dzięki –
powiedziała Grace biorąc jedną szklankę
- Specjalność
sp. Zoo Bell i Angel, mrożona herbat ze sklepu – Rose się do mnie uśmiechnęła
Musiałam się
roześmiać. Ona miała wspaniale poczucie humoru, jak byłyśmy małe, założyłyśmy
sp. Zoo Bell i Angel, kombinowałyśmy i pewnego razu wpadłyśmy na pomysł
zrobienia mrożonej herbaty. Skończyło się na tym, że, kupiłyśmy coś w sklepie i
reklamowałyśmy, jako specjalność naszej spółki. Wtedy jeszcze Carolain była z
nami i spółka była Barret Bell i Angel, teraz wszystko się mi z nią skojarzyło.
Usłyszałam dzwonek do drzwi
-
Zapraszałaś jeszcze kogoś? - Zapytała się mnie Rose
- Nie… -
powiedziałam niepewnie i podeszłam do drzwi…
Staną w nich
czarnowłosy chłopak, co mnie zdziwiło miał takie same – głębokie i czarne –
oczy jak Grace. Wiem, że skądś go znam, ja to wiem, ale nie mam pojęcia skąd
- Jest
Carolain…? – Zapytał się mnie. Wtedy mnie zatkało… Był na jej pogrzebie…
poniedziałek, 12 sierpnia 2013
Rozdział 1 : Carolain
- Eve
wstawaj spóźnisz się do szkoły! – Usłyszałam głos mamy
- ta,
jeszcze 5 minut – odpowiedziałam zaspanym głosem
- Te twoje 5
minut minęły pół godziny temu! – Krzyknęła rozwścieczona
-okej, już
wstaję!
Nie mogłam
siedzieć cały czas w moim pokoju i rozdrapywać stare rany. Wstałam, odświeżyłam
się i spojrzałam na zegarek „szlak! Już po 8 na pierwszą lekcję na 100% nie
zdążę”, więc zeszłam pomału po schodach do kuchni
- Naleśniki?
– Zapytałam, bo na cały dom czuć było tymi pysznościami
- Tak! Dziś
mamy taki ładny dzień, naleśniki dobrze go uczczą!– Moja mama zaczęła się śmiać
Mi jakoś nie
było do śmiechu, ostatnio nie miałam humoru -Pośpiesz się wystarczy czy już
nieobecności w tym miesiącu! – Zaczęła popędzać mnie mama
- Na
pierwszą lekcję i tak nie zdążę – powiedziałam biorąc 3 naleśniki na talerz. –
Pójdę na drugą.
-Dobra, ale
masz pójść! Nie będę mogła tego przypilnować, bo spieszę się do pracy –
pocałowała mnie w czubek głowy i wyszła
No dobra,
idealnie nie jest. Mama siedzi w pracy tato zajęty biznesmen, a ja sama jak
palec. Ale ma to swoje dobre strony będę mogła posiedzieć i pomyślę, co zrobić
z tymi dennymi pytaniami. Połowa szkoły na pewno już wie, co się stało – a
druga jak nie dzisiaj to później się i tak dowie. Na każde pytanie typu „I jak
się czujesz?” Będę odpowiadać – jak wszyscy – „dobrze, dziękuję” do tego miły
uśmiech i powinno być dobrze.
Stoję przed szkołą. Lekcje mają
zacząć się za dokładnie 10 min. Miałam czas żeby ochłonąć. Od śmierci Carolain
miną miesiąc, a ja wciąż nie mogę oswoić się z myślą, że jej nie ma. Biorę
głęboki wdech i wchodzę. Jestem szczęśliwa, że już tutaj jestem. Równie dobrze,
mogłam siedzieć w domu i kolejny tydzień opłakiwać moją kuzynkę. To moja wina,
co się stało, ale nikt mi nie wierzył – każdy myślał, że to wypadek, ale tylko
ja i Rose wiedziałyśmy, co tak na prawdę się stało. Usłyszałam dzwonek, przerwa
od razu poszłam do stołówki i czekałam na Rose i Sebastiano. Moi najlepsi
przyjaciele przyjaźnimy się odkąd tylko pamiętam, zawsze byli ze mną,
zwierzałam się nim ze wszystkich problemów, a oni zresztą mi.
- Eve, czemu ciebie nie było na
angielskim – zapytała Rose, która usiadła naprzeciw mnie.
-Zaspałam – powiedziałam ze
sztucznym uśmiechem przyklejonym na twarzy
- Już się baliśmy, że w ogóle nie
przyjdziesz… - tym razem głos zabrał Sebastiano – Przez ten pogrzeb i w ogóle byłaś
taka smutna…
- Spokojnie, czuję się świetnie! –
Uśmiechnęłam się najszerzej jak potrafiłam, na serio przy nich poczułam się o
wiele lepiej – A to, kto? – Wskazałam na dziewczynę ubraną w różowy sweter z
golfem
- To nowa dziewczyna, przyjechała
z Francji – zaczęła tłumaczyć Rose – na Angielskim Brown mówił o niej dołącza
do naszej klasy od następnej lekcji
- Fajnie, miło będzie kogoś
poznać – kłamałam, nie chciałam nikogo poznać, dosyć mieliśmy narkomanów,
palaczy i alkoholików w naszej szkole również w rodzaju żeńskim, chociaż muszę
przyznać ta dziewczyna nie wyglądała źle - Jak sie nazywa
- Grace Col - odpowiedziała Rose
. – Przypomina mi Carolain… -
powiedziałam niepewnie
- Za dużo o niej myślisz –
stwierdził Sebastiano – Ona jest z Francji, teraz pewnie nawet Rose przypomina
ci Cari
- Zamknij się – powiedziała do
niego Rose
To prawda, bardzo dużo o niej myślałam,
ale ona naprawdę była do niej podobna. Odwróciła się w naszą stronę.
Carolain nie miała czarnych włosów, ani tak potwornie czarnych oczu, ale z
twarzy… Mogłabym przysiądz, że to była ona.
niedziela, 11 sierpnia 2013
Prolog
Szłam dalej.
Nie wiem, po co, nie wiem gdzie, wiem jednak, że muszę iść dalej. To moja wina,
co się stało, ja tak namieszałam, a teraz zamierzam zrobić coś sto razy
bardziej głupiego. Spoglądnęłam przez ramię w tył. Widać jeszcze było nikłe
światło, pomału oddalające się od nas. Nie mam pojęcia gdzie idę, ale wiem, co
muszę zrobić…
Subskrybuj:
Posty (Atom)